niedziela, 25 września 2011

016. "Bo Alex woli Hiszpanów!"


Gdy dojechaliśmy do Bernabeu na parkingu nie było zbyt wiele osób. Poszliśmy prosto do szatni przebrać się.
- No jesteś! Zaczęłyśmy się martwić, że zgubiłaś się gdzieś! Czy coś! - przywitała mnie od progu Akile.
Szatnia pulsowała emocjami. Czuło się ekscytacje, podniecenie i adrenalinę. Ubrałam się w klubowe dresy, położone na ławeczce koło szafy z moim zdjęciem i tabliczką z imieniem. Gdy zaczęłam zbierać swoje rzeczy do plecaka, okazało się, że nie mogę znaleźć telefonu.
- Tu nie ma. - powiedziała Akile podnosząc się z podłogi. Zaglądała pod szafkę.
- Co ja z nim zrobiłam? - przeczesałam włosy ręką usilnie próbując sobie przypomnieć, gdzie ostatni raz go używałam.
- Zastanów się, gdzie ostatni raz go używałaś? - zapytała wnikliwie Lee.
Usiadłam na ławeczce, oparłam głowę na rękach wbijając sobie łokcie w uda. W szatni nie było już nikogo.
- Alex, błagam, myśl szybciej. Spóźnimy się zaraz. - Rose przestępowała nerwowo z nogi na nogę zerkając co chwila na zegarek.
- I samochód odjedzie bez nas! - pisnęła Akile.
- Chyba autobus. - poprawiła ją Lee.
- Samochód! - prawie krzyknęłam podrywając się na nogi.
- Nie. Jedziemy autobusem. - Lee spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nie, nie. Mój telefon jest chyba w samochodzie.
- Jakim samochodzie? - zapytała Rose, ale ja już byłam na korytarzu.
Przy drzwiach prowadzących na miejsce postoju naszych autobusów zobaczyłam Crisa wychodzącego razem z Marcelo i Pepe.
- Cristiano! - krzyknęłam i puściłam się biegiem w ich stronę. Zatrzymali się i odwrócili zdziwieni.
- Alex! - przywitał mnie Marcelo z wesołym uśmiechem.
- Cris! Słuchaj! Chyba zostawiłam telefon u ciebie w samochodzie. Nigdzie nie mogę go znaleźć. Wiem, że zawracam ci głowę. Daj mi może kluczyki to skoczę poszukać.
- Pójdę z tobą. - powiedział oddając swoją walizeczkę Marcelo.
Drzwi prowadzące na parking, na którym parkowali zawodnicy znajdowały się po drugiej stronie korytarza. Ruszyliśmy w ich stronę truchtem. Złapałam w locie swój plecak, który trzymała Akile.
- Zobaczymy się w autobusie. - krzyknęłam do nich wychodząc za Cristiano na parking.
Zaczęliśmy się rozglądać, szukając niebieskiego Audi Crisa.
- Alarm. - powiedziałam krótko.
Cristiano wyciągnął kluczyki i kliknął guzik od alarmu. Samochód odezwał się na prawo od nas prawie na drugim końcu parkingu. Rzuciliśmy się biegiem w jego kierunku. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i zaczęłam nerwowo przerzucać wszystkie rzeczy we wnęce pod szybą i w schowku. Nie przyniosło to jednak skutku.
- Mam! - krzyknęłam wesoło po kilku minutach wyciągając rękę z telefonem spod siedzenia pasażera.
- Dobra! Teraz szybko! - powiedział Cris zamykając samochód.
Puściliśmy się biegiem w drogę powrotną. Gdy wypadliśmy zdyszani na płytę parkingu autobusów z przerażeniem zobaczyłam, że jeden z autobusów właśnie wyjeżdża na ulicę. Jeszcze bardziej się wystraszyłam, gdy okazało się, że autobus, który został,  jest autobusem panów. Stanęłam jak wryta w połowie drogi między drzwiami i autobusem. Cris nie zauważył mojego stanu i wskoczył do autobusu zostawiając mnie samą. Usłyszałam gdzieś za moimi plecami otwierające się drzwi.
- Alex? I co? Znalazłaś ten telefon? - zapytał Jose podchodząc do mnie. - Co się stało? - zapytał wystraszony.
-Chyba… uciekł mi autobus. - powiedziałam grobowym tonem.
- Nie, no przecież stoi. - kiwnął głową w kierunku autobusu, który został na parkingu.
Spojrzałam na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie, objął mnie ramieniem i poprowadził do autobusu panów. Gdy weszliśmy do środka zobaczyłam wszystkich piłkarzy łażących po autobusie, usadawiających się na swoich miejscach, wygłupiających się ze swoimi kolegami.
- Zajmij sobie jakieś fajne miejsce. - powiedział Jose sam usadowiwszy się na pierwszym siedzeniu.
- Alex. - odwróciłam się usłyszawszy za sobą głos trenera, gdy powoli ruszyłam na tył autobusu wciąż niezauważona przez piłkarzy. - Jakby byli zbyt nieznośni możesz tu wrócić. Chociaż to tylko krótka droga na lotnisko.
- Jasne. Dzięki. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w głąb pojazdu, który właśnie ruszył.
- Alex! - krzyknął zadowolony Pepe, który zauważył mnie jako pierwszy. Spora grupa pochylała się nad jego siedzeniem, większość odwrócona do mnie plecami.
- Co Alex? - zapytał Marcelo, który wciąż mnie nie zauważył.
- No Alex. Tam. - Pepe z uśmiechem kiwnął głową w moją stronę i wszyscy na mnie spojrzeli. Rozległy się wesołe okrzyki i powitania.
- A co ty tutaj robisz? - zapytał Ozil.
- Stoję. - odpowiedziałam błyskotliwie.
- To może usiądziesz? - zaproponował Cristiano zajmując miejsce obok którego stałam i przesuwając się pod okno by zrobić mi miejsce.
- A może Alex nie chce siedzieć z tobą? - powiedział oskarżycielskim tonem Marcelo. - Może woli siedzieć z kimś fajniejszym? Na przykład ze mną? - on też usiadł na swoim siedzeniu zwalając plecak na podłogę i uśmiechając się do mnie.
Już praktycznie wszyscy siedzieli na swoich miejscach i, o dziwo, prawie każdy siedział sam. Jedynie „piątka” z tyłu autobusu była zajęta przez trzech bramkarzy, Kakę i Di Marię. Wszyscy poza nimi patrzyli na mnie sugestywnie się uśmiechając, a ja stałam jak słup soli kombinując jak wyjść z tej sytuacji tak, żeby nikogo nie urazić.
- Alex woli Hiszpanów! - stwierdził głośno Ramos pewnym głosem. Uśmiechnął się do mnie ukazując w szerokim uśmiechu swoje białe zęby i poklepał sugestywnie miejsce obok siebie.
- Pffff! - to Pepe. - Chyba śnisz! Kto ci nawciskał takich głupot, że Alex woli Hiszpanów?
- To nie żadne głupoty! - krzyknął Ramos. - To prawda! Powiedz mu Alex! Powiedz, że wolisz Hiszpanów!
- Alex! Nie słuchaj ich. Usiądź ze mną. - powiedział Ozil.
- Nie! To nie fair! Alex! Usiądź ze mną! Ze mną najmniej rozmawiasz! Czuję się taki odrzucony! - lamentował Marcelo przy czym jego mina wskazywała na to, że się zaraz popłacze.
- Alex. Daj sobie spokój z tymi wariatami. Chodź do nas. Jesteśmy poważnymi, dorosłymi mężczyznami i nie zachowujemy się jak… - Ikerowi zabrakło słów.
- Banda dzieciaków. - dokończył za niego Kaka.
- Tak Alex. Chodź do nas. Jak się posuniemy to się zmieścisz. Możesz siedzieć koło mnie! - zawołał wesoło Di Maria z dziecinną radością w tych swoich sarnich oczach. Na jego twarz wstąpiły niezdrowe rumieńce widoczne nawet w wątłym świetle autobusu.
- Alex. Nie słuchaj ich! - Krzyknął Alvaro wypychając siedzącego obok Albiola. - Chodź do mnie.
- Ej, dzięki! - powiedział Raul do przyjaciela zbierając się z podłogi, po czym zwrócił się do mnie - Alex. Jestem poszkodowany. Zostawiony. Opuszczony przez najbliższego przyjaciela. Nie możesz mnie tak zostawić. Samego.
Mówiąc to robił taką minę, że aż mi się go zrobiło żal.
- Nie płacz Paniusiu! - krzyknął do niego Marcelo. - Alex chodź do mnie!
Piłkarze zaczęli kłócić się ze sobą na temat tego z kim miałam usiąść bardzo gestykulując i podnosząc się ze swoich miejsc. A ja nie wiedziałam co mam robić. Najbardziej darli się chyba Marcelo, Ronaldo i Di Maria. Czułam się rozbawiona i jednocześnie zdenerwowana. Naprawdę nie wiedziałam co począć. Rozglądając się po autobusie zobaczyłam, ze tuż obok miejsca w którym stałam, vis a vis siedzenia, na którym siedział Ronaldo, który właśnie tłumaczył coś po portugalsku Pepemu, siedział samotnie Xabi. Spoglądał w okno. Był jedynym człowiekiem w tej grupie tak bardzo przypominającej wtedy stado rozzłoszczonych szympansów kłócących się o plastikowego banana. Chyba w odbiciu dostrzegł, że na niego patrzę. Odwrócił więc głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się łagodnie i ciepło. Bez słowa ściągnął plecak z siedzenia obok. Odwzajemniłam uśmiech i usadowiłam się obok niego.
- Jestem ci dozgonnie wdzięczna za ratunek. - powiedziałam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał bo wkoło nas wciąż wrzało od kłótni piłkarzy, którzy nawet nie zauważyli, że już nie mają się o co kłócić.
- Nie ma za co. - powiedział obdarzając mnie kolejnym zabójczo miłym uśmiechem.
Spomiędzy siedzeń wyłoniła się postać Jose.
- Co tu się dzieje? Co za krzyki? - zapytał.
Nagle wszyscy umilkli z pokorą.
- Bo trenerze, chodzi o to, że nie wiemy z kim Alex ma usiąść. - odpowiedział Iker.
Jose zmarszczył brwi i spojrzał po nich groźnie, choć byłam prawie pewna, że na jego ustach na ułamek sekundy zagościł uśmiech. Bardzo krótki ułamek sekundy.
- Ale przecież Alex już siedzi. - zauważył błyskotliwie.
Piłkarze zdziwieni rozejrzeli się i dostrzegli mnie siedzącą z Xabim. Spojrzałam na mojego sąsiada, bo nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. On oczywiście uśmiechnął się do mnie.
- Wygląda na to, że wasz spór jest rozwiązany. I że możecie wytrzymać tą chwilę, aż do lotniska, w spokoju. Chociaż względnym.
Nikt nic nie odpowiedział. Jose posłał im kolejne srogie spojrzenie po czym puścił mi perskie oko i miły uśmiech. Odwrócił się i wrócił na miejsce.
- Mówiłem, że Alex woli Hiszpanów. - powiedział smutno Ramos.
- Ta. - mruknął obrażony Cris opadając na siedzenie.
Piłkarze znów się do siebie podosiadali. Resztę drogi na lotnisko panował o wiele większy spokój. Sama rozmawiałam z Xabim. W sumie o niczym konkretnym. Opowiadał mi o tenisie, o którym ja nie miałam zielonego pojęcia, a on był wyjątkowym pasjonatem. Miałam nieodparte wrażenie, że siedzący przed nami Mesut i Cris cały czas starali się usłyszeć treści naszej rozmowy. Ale może mi się tylko wydawało. Po czterdziestu pięciu minutach dotarliśmy na lotnisko. Wsiadłam do samolotu razem z panami. Dziewczyny siedziały już na miejscach. Gdy mnie zobaczyły uśmiechnęły się przepraszająco, mówiąc że nie mają dla mnie miejsca.
- Coś wymyślę. - uśmiechnęłam się, a w duchu wyobraziłam sobie kolejną siarczystą kłótnie pomiędzy członkami drużyny.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że wszyscy piłkarze ukradkiem mi się przyglądają. Wiedziałam, że tylko czekają aż wybiorę jakieś konkretne miejsce po czym rzucą się na mnie jak wygłodniałe stado wilków na świeże mięso. Musiałam kogoś wybrać. Nie było innego wyjścia. W samolocie były dwa rzędy siedzeń po trzy w każdym rzędzie. Naprawdę nie chciałam słuchać ich kłótni. Postanowiłam wybrać więc najbezpieczniejszą opcję. Stanęłam obok siedzenia na którym siedział Dudek i powiedziałam po polsku:
- Pomocy.
Uśmiechnął się tylko i przesunął na miejsce pod oknem. Zostało jeszcze jedno miejsce. Odwróciłam się w stronę piłkarzy, którzy udawali, że wciąż szukają sobie najodpowiedniejszych miejsc, zerkając na mnie co chwila.
- Xabi. Byłbyś tak miły i wsadził mój plecach na półkę bagażową. Bo nie sięgnę. - zwróciłam się do Alonso z miłym uśmiechem. Wsiadał właśnie do samolotu. Modliłam się w duchu, żeby zrozumiał moją aluzję.
- Jasne. - powiedział.
Rozległy się ciche jęki i padło kilka przekleństw. Reszta piłkarzy zaczęła w końcu siadać. A ja wolna od zmartwień usadowiłam się wygodnie między Dudkiem i Alonso. Na początku rozmawialiśmy o różnych codziennych sprawach, później trochę o graczach z Coruñii. Ale dość szybko dopadło mnie zmęczenie i gdy panowie zaczęli rozmawiać o golfie usnęłam opierając głowę o ramie Xabiego.

4 komentarze:

  1. o kurczę! przeczytałam dzisiaj całe Twoje opowiadanie i jestem zachwyconaa! :) serio, GENIALNE. szkoda, ze tak dawno nic nie dodalas :< naprawdę świetnie by było, gdybyś coś tutaj nowego opublikowała.
    co do rozdziału to wyczuwam tutaj jakiś konflikt z dziewczynami...
    błaaagam Cię, dodaj coś nowego, pokochałam to opowiadanie no! <3
    i w razie czego daj mi znać na gadu: 8726304

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże KOCHAM! TWOJE OPOWIADANIE JEST CUUUDOWNE!
    PRZECZYTAŁAM DZISIAJ CAŁE I JESTEM ZACHWYCONA! WYBACZ CAPS LOCKA, ALE NORMALNIE TO Z PODEKSCYTOWANIA! SUUPER ! CZEKAM NA NASTĘPNY :*

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM] Chciałbyś dowiedzieć się o plusach i minusach Twojego bloga? Pragniesz, aby ktoś pomógł Ci skorygować błędy i poprawić niektóre umiejętności? Tak się składa, że powstała Strefa Krytyczna, która z, naprawdę, wielką chęcią Ci pomoże we wszystkie możliwe sposoby! Oferujemy szczerą pomoc poprzez ocenę i wskazówki. Jesteśmy niebanalni, sprawiedliwi, obiektywni i krytyczni, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Jeśli wystarczy Ci odwagi, aby usłyszeć prawdę - zgłoś się na http://strefa-krytyczna.blogspot.com/ w odpowiednim miejscu, oczywiście za uprzednim zapoznaniu się z regulaminem. Do napisania i zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam dziś wszyskie rozdziały.. Jest superrr ;) zamierzaasz dalejpjsać to opkwiadanie? Oby tak. Czekam. ;*
    Basia

    OdpowiedzUsuń