środa, 9 marca 2011

006. Zguba

W szatni byłam sama. Dziewczyny z drużyn zielonej i żółtej wcześniej zeszły z boiska, więc już ich nie było, a Monic, Rose i Lee, ponieważ były w drużynie przegranych, pomagały zbierać sprzęt z boiska. Umyłam się, przebrałam i wysuszyłam włosy, a ich jeszcze nie było. Chciałam się z nimi pożegnać, ale paliła mnie myśl o czekającym na mnie Zizou. Zebrałam więc swoje rzeczy do treningowej torby i ruszyłam w kierunku wyjścia. W korytarzu było cicho i pusto. Modliłam się aby nie pomylić drogi w następnych pomieszczeniach i próbowałam sobie ją dokładnie przypomnieć. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś ruch. Coś małego ruszało się koło wodopoju, jakieś 10 metrów przede mną. A może mi się tylko wydawało. Podeszłam po cichu bliżej. Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący zza metalowego słupka. Z pewnością coś tam było. Ukucnęłam koło wodopoju i ostrożnie wychyliłam głowę za jego kant. Małe, mniej więcej roczne dziecko, ledwo trzymające się na nóżkach, próbowało rozerwać wystające rurki doprowadzające wodę. Śliczny chłopiec o ciemnej karnacji i bardzo delikatnych włoskach porastających rzadko jego główkę odwrócił na mnie swoją pyzatą buźkę. Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem w  urzekających czekoladowych oczkach. Uśmiechnął się radośnie, zdobywając moje serce i usiadł ostrożnie na podłodze. Wciąż ze szczerbatym uśmiechem na twarzy patrzył mi prosto w oczy oczekując mojej reakcji. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Objął ją swoimi pulchnymi łapkami. Moja skóra wydawała się być szarobiała w porównaniu do jego.
- Co tu robisz mały? - powiedziałam, rozglądając się dookoła. Korytarz był pusty. - Zgubiłeś się?
Wzięłam go na ręce. Nie oponował. Był wręcz zachwycony. Zaczął bawić się w najlepsze moimi  włosami.
- Jak masz na imię, co? - zapytałam nie oczekując odpowiedzi.
Bardzo podobało mu się demolowanie mojej i tak mizernej fryzury. Jednak zaraz jego uwagę przykuł mój wisiorek w kształcie serca, wysadzany malutkimi kryształkami. Prezent od Julii. Najpierw trochę poobracał go w rączkach, później próbował włożyć do ust. Jednak widocznie srebro nie specjalnie mu zasmakowało. Spojrzał na mnie niepewnie i ziewnął rozkosznie. Wziął z powrotem do rączki mój naszyjnik, zacisnął go w piąstce, oparł główkę na moim obojczyku , a drugą łapkę wplótł mi we włosy.
- I co ja mam z tobą zrobić?
Jedyne co przychodziło mi na myśl to Jose. Trzymając więc malucha na rękach skierowałam swoje  kroki w dół korytarza, prosto do gabinetu Mou. Znalazłszy się przed drzwiami ze złotym napisem „J. Mourinho” zapukałam niepewnie. Usłyszałam „Proszę”, więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Wszystko w jego gabinecie było z czarnej skóry lub drewna wiśniowego. Ściany pomalowane były na krwistą czerwień. Pomieszczenie nie było obszerne, ale dość długie. Stała tu spora szafa, kilka regałów z książkami i różnymi statuetkami, duży, plazmowy telewizor, niski stolik do kawy, otoczony kilkoma fotelami. Naprzeciwko drzwi, którymi weszłam znajdowały się dokładnie takie same, podobnie jak na końcu pomieszczenia, dokładnie naprzeciwko biurka, za którym siedział Jose. Był zdziwiony, że zobaczył mnie z dzieckiem na rękach.
- No ładnie, panno Boruc. Jesteś tu pierwszy dzień i już przynosisz mi dziecko. - powiedział wciąż zdziwiony, lecz lekko rozbawiony.
- Znalazłam to dziecko
- Szczęściara z ciebie. - wstał i podszedł do nas.
Chłopiec poruszył się, otworzywszy przymrużone oczka. Spojrzał na Jose. Uśmiechnął się odrobinę
i zamkną oczy układając się w swojej pierwotnej pozycji. Wydawało mi się, że poznał Mou, ale pomyślałam, że może na niego tak samo działa ten jego portugalski uśmiech. Mou wciąż stał koło mnie patrząc na chłopca i delikatnie się uśmiechając. Starałam się nie rozproszyć tym jego uśmiechem .
- I co teraz zrobimy? - zapytałam, gdy Jose wciąż nic nie mówił.
- A co mamy zrobić? Nie podoba ci się? - zapytał. - Szkoda. Bo ty mu się widać bardzo podobasz. Zdaje się, że już usnął.
Faktycznie. Nie ruszał się, a ja czułam na swoim dekolcie jego miarowy oddech. Był naprawdę słodki i uroczy jak tak spał.
- Ale przecież muszę go oddać rodzicom. - powiedziałam półgębkiem, żeby nie obudzić malca.
Jose spojrzał na mnie i na chwilę się zamyślił.
- No dobra. Idziemy do domu. Znaczy ciebie jeszcze dzisiaj czeka parę spraw do załatwienia. - powiedział w końcu, biorąc do ręki swoją torbę i kluczyki od samochodu, kierując się w stronę drzwi. - Wymyślimy coś po drodze. - Dodał widząc moją minę. Otworzył przede mną drzwi i puścił mnie przodem. Doszliśmy do końca korytarza, później przeszliśmy przez białą salę, w której nikogo nie było i znaleźliśmy się w Sali Mediów, jak ją tu nazywano. Tu również nikogo nie było. Nie wiedziałam, o co chodzi Jose. Szedł cały czas delikatnie się uśmiechając i niewiele mówiąc. Czy on zwariował? Co ja mam zrobić z tym dzieckiem? I dlaczego on się tak uśmiecha? Zanim zdążyłam zadać jakiekolwiek konkretne pytanie doszliśmy już do korytarza, w którym pełno było gablot i wystaw. Było tu sporo rozmawiających ze sobą piłkarzy i kilkoro nieznanych mi ludzi. Panowało jakieś zamieszanie. Cristiano mówił coś donośnym głosem do kobiety, którą trzymał za ramiona. Ona na niego nie patrzyła. Po prostu stała z opuszczoną głową, a włosy przysłaniały jej twarz. Mówił po portugalsku więc  nic nie rozumiałam. Stał odwrócony do nas plecami. Wyglądał na przerażonego i załamanego. Nastała cisza. Wszyscy na nich patrzyli. Podeszli do niego Kaka i Marcelo coś mówiąc. On nie chciał ich słuchać. Odwrócił się, tak że stanął do nas przodem, skierował oczy ku górze i splótł ręce za głową.
- Cristiano. - zawołał go Mou, który wciąż delikatnie się uśmiechał.
Ronaldo skierował na nas swój wzrok. Był przerażony i zagubiony. Spojrzał najpierw na Jose następnie na mnie. Później spuścił wzrok. Lecz nagle jakby się ocknął. Popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Patrzył się to na mnie to na malucha. Był zaszokowany. Ale widać było, że mu ulżyło. Usłyszałam gdzieś przytłumiony śmiech. Aveiro ruszył w moją stronę powolnym krokiem. Im bliżej był, tym na jego twarzy malowała się większa ulga.
- Oto i ojciec twojego dziecka. - powiedział do mnie rozbawiony Mou.
Ronaldo stanął naprzeciwko mnie. Nie wiedział co powiedzieć. Starałam się nie patrzeć na jego twarz. Jednak, w którymś momencie nasze oczy się spotkały. Oboje byliśmy zmieszani, ale on maskował się z tym po stokroć lepiej ode mnie.
-Dziękuje. - powiedział dość cicho.  - Czy mogę…?
Wyciągnął ręce w kierunku malca. Oddałam mu go, choć nie było to takie łatwe. Maluch bardzo mocno się we mnie wtulił i nawet przez sen nie chciał puścić.
- Ja… Dziękuje. - powiedział jeszcze raz Aveiro poczym wyszedł na zewnątrz mijając bez słowa wszystkich obecnych. Gdy za Crisem zamknęły się drzwi dołączył do nas Ozil.
- Co się stało? - zapytał.
Pokiwałam tylko głową i wyszłam na zewnątrz. Za mną Mou i Mesut. Zobaczyłam Jo i Zindiego stojących przy samochodzie razem z Karimem Benzemą. Dwaj ostatni rozmawiali ze sobą o czymś po francusku. Gdy Junior mnie dostrzegł szeroko się uśmiechnął i szturchnął Zinedine.
- No, nooo…- powiedział z podziwem Zindi. - Faktycznie jesteś wyjątkowa.
- To było super! Ten pierwszy gol! I drugi. Po prostu… Wow. - nawijał Jo patrząc na mnie okrągłymi oczami.
- Tak. Jesteś niesamowita. - dorzucił Karim.
- Dzięki. - odpowiedziałam zduszonym głosem.
Myślałam, że zapadnę się zaraz pod ziemie. Nie lubiłam słuchać pochwał, bo nigdy nie wiedziałam jak się zachować.
- Dobra Alex. Mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia.  - powiedział Zindi rzeczowym tonem.
- Tak. My też lecimy bo nam Tami głowy pourywa jak się spóźnimy. - powiedział Jose patrząc znacząco na syna.
Młody przytaknął i podał wszystkim po kolei rękę na pożegnanie.
- Do zobaczenia Alex. - powiedział z rozkosznym uśmiechem, po czym odszedł w kierunku czarnego audi po przeciwnej stronie parkingu.
Jose uścisnął wszystkim rękę. Mnie pocałował w policzek. Czy wspominałam już jak południowcy ładnie pachną?  Myślałam, że pożegna się ze mną tak jak z innymi, więc byłam odrobinę zaszokowana, gdy poczułam ciepło jego policzka przy swoim. Nie uszło to jego uwadze.
- Witamy w Hiszpanii. - powiedział z miłym uśmiechem, po czym odszedł w stronę swojego samochodu.
- Au Revoir. - powiedział Karim, po czym też nas opuścił.
- Ja też cie muszę zostawić. - powiedział Ozil przepraszającym tonem po niemiecku.
- Ty też? No to chociaż zadzwoń do mnie.  - powiedziałam zawiedziona. - Ale ja nie mam tu żadnego numeru. O rany! Miałam zadzwonić do mamy! Przecież ona mnie zamorduje!
- Co jest? - zapytał Zindi nic nie rozumiejąc z naszej rozmowy, ale wnioskując po moim tonie głosu, że coś jest nie tak.
Wytłumaczyłam mu wszystko po hiszpańsku.
- Coś zaradzimy. - powiedział.  - Ale później. Teraz pokaże ci twoje miejsce zamieszkania.
- Mesut. Przyjedź do mnie jutro co? Będę teraz mieszkać… - powiedziałam po niemiecku. - Gdzie ja właściwie będę mieszkać? - zapytałam Zindiego po hiszpańsku.
- Tu. W Valdebebas. Pokój nr 18.
- Będę mieszkać w pokoju 18 w Valdebebas. Przyjedziesz? Nie chcę siedzieć sama.
- Przyjadę. - zapewnił mnie uradowany, że go zapraszam. - Może być o 11.00?
- Czy będę coś robić jutro po 11.00? - zapytałam Zindiego.
- Do 10.00 wszystko załatwimy. - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Może być o 11.00. - powiedziałam do Ozila.
- No to będę. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Bądź.
- Lubisz go? - zapytał Zizou gdy Mesut zniknął z pola widzenia.
- Bardzo. Jest fajny. Miły. I chyba tak samo we wszystkim się gubi jak ja.
- Cieszę się, że znalazłaś sobie przyjaciół. A jak z dziewczynami?
- Nie wiem. Nie miałam okazji rozmawiać z nimi dzisiaj. Poza Lee. Ale chyba mnie nie lubią.
- Dlaczego?
- Właściwie nie wiem.
- Polubią cię. Ciebie się nie da nie lubić.
- Dobra, dobra. Wiem, że chcesz mój autograf. - powiedziałam i wyszczerzyłam się.
- Rozgryzłaś mnie. - odpowiedział śmiejąc się.
- Ale to później. Co mamy teraz zrobić?
- Ulokujemy cię w pokoju.

Mała, słodka, czekoladowa zguba. Mam nadzieję, że podbije wasze serca, tak jak podbiła moje.
Następny rozdział jakoś za tydzień, mam nadzieję.
Komentujcie.
Dzięki.

3 komentarze:

  1. Nioch, nioch, nioch. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. świeeetny rozdział , czekam na ciągl dalszy ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. super :) ahh mój Ozil na naglówku he he www.nicwisstory.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń