piątek, 15 kwietnia 2011

009. Cris, Tatuś Mesut i Ropucha.

Piękne w Hiszpanii było to, że było tak ciepło. Była końcówka września, a i tak wciąż chodziło się w krótkich spodenkach. O 15.00 ,gdy czekałam na ławce przed budynkiem zwanym „Casa” w Valdebebas słońce wręcz niemiłosiernie grzało moje nagie uda i ramiona. Byłam od początku pewna, że Ozil się spóźni więc spokojnie siedziałam sobie na ławeczce ze słuchawkami w uszach i okularami słonecznymi na nosie. Wystukiwałam butem rytm piosenki gdy zobaczyłam na zakręcie niebieskie Audi. Samochód zatrzymał się tuż przede mną. Za kierownicą siedział Cristiano, a na siedzeniu pasażera Mesut.
- Kareta przybyła o Najjaśniejsza Pani. - powiedział Niemiec wychylając się przez otwarte okno samochodu i szczerząc białe zęby.
- Chyba śnisz, że siedzisz z przodu. - powiedziałam, podchodząc do samochodu.
- No przestań… - zaczął z niepewną miną.
- Już, już. Szybciutko. Do tyłu panie Ozil. No. Raz, raz. - powiedziałam pewnym głosem.
- No bez przesady.
- Proszę. - powiedziałam, opuszczając okulary na sam czubek nosa i robiąc błagalne oczy.
- Och. Niech ci będzie. Ale z powrotem ja siedzę z przodu. - powiedział, lekko naburmuszonym głosem i wysiadł z samochodu.
Wpakowałam się do luksusowego samochodu. Wewnątrz pachniało jeszcze nowością.
- Hej. - przywitałam się z Ronaldo.
- Cześć. - odpowiedział mi uśmiechając się szeroko. - To gdzie jedziemy?
- Oddaję się w wasze ręce. Chcę coś do mieszkania kupić, a Mesut chce kupić buty…
- I bluzę. I spodnie. - wtrącił się Niemiec, wychylając głowę pomiędzy dwa siedzenia.
- I bluzę i spodnie. - dodałam. - Wygląda na to, że spędzimy w mieście cały dzień.
- Dobra. To najpierw jakiś sklep z rzeczami do twojego mieszkania. A później jakiś sportowy. - powiedział Cris pewnym głosem, ruszając w kierunku bramy.
- Tak, też myślę, że ze mną pójdzie szybciej niż z Ozilem. - powiedziałam zakładając z powrotem swoje Ray-bany.
- Hej! Ja się nie grzebie na zakupach! - zaoponował Mesut.
- A to się dopiero okaże. - wyszczerzyłam się do niego. - A swoją drogą… Jak wy ze sobą rozmawiacie? Mesut, przecież ty po hiszpańsku mówisz jak Kali z Kongo po polsku. A ty Cris nie mówisz po niemiecku. - spojrzałam na nich nie kryjąc zdziwienia.
- Po angielsku się dogadujemy. - teraz to Ozil wyszczerzył swoje białe zęby.
- Mówisz po angielsku? - spytałam zaszokowana i lekko oburzona, że mi o tym nie powiedział.
- Na tyle, żeby dogadać się z Crisem w najważniejszych kwestiach.
- Najważniejszych kwestiach? - spytałam podejrzliwie.
- Sex, drugs and rock’n’roll, Baby. - powiedział teatralnie zakładając na nos wielkie okulary i rozwalając się na tylnim siedzeniu w bardzo wymownej pozie gwiazdy rocka z lat 70.
Razem z Crisem zaczęliśmy się głośno śmiać, bo wyglądał tak dość idiotycznie. Pojechaliśmy do Ikei. Byłam trochę zaskoczona, że i tutaj ten sklep jest najczęściej wybierany, jeżeli chodzi o wyposażenie wnętrz. Całą drogę wesoło rozmawialiśmy o wszystkim. O Hiszpanii, Madrycie, Realu, Mou, jedzeniu, pogodzie, wakacjach, ostatnim meczu ManU. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Atmosfera była wesoła. Cristiano okazał się równie miłym i wesołym  gościem co Mesut. Był grzeczny i ułożony, a ponadto bardzo sympatyczny i miły. Byłam tym faktem pozytywnie zaskoczona. Na treningach nie mieliśmy okazji ze sobą zbyt dużo rozmawiać. Zresztą, ja nie miałam odwagi żeby do niego jakoś specjalnie zagadać, a on nie rwał do mnie. Nie było w nim niczego z rzeczy, o których trąbiły media. W sklepie kupiłam trochę poduszek, ramek na zdjęcia, koc, parę tekturowych pudeł, kilka świeczek, obraz i trochę innych rzeczy. Zajęło mi to dobrą godzinę. Moi towarzysze byli jednak cierpliwi i pomagali mi wyborze. Wyglądało na to, że obaj kochali zakupy. Podczas wybierania kolorów, wielkości i kształtów mieliśmy dużo zabawy.
 Kolejnym przystankiem było największe centrum handlowe w Madrycie. Było ogromne! I piękne. Wszystko było urządzone bardzo dokładnie. Kolor każdego płatka stojących tam kwiatów idealnie pasował do kafelek na podłodze. Masa ludzi. Multum sklepów. Ogromne sumy pieniędzy. Imperium zakupów. Królestwo snobów i nastolatek.
- O rany. Ale to centrum ogromne. - powiedziałam rozglądając się z niedowierzaniem. - To od czego zaczynamy?
- Nike? - zapytał Ozil.
- Może być. - powiedział Cristiano.
Tak jak przypuszczałam - Mesut zakupy uwielbiał. Przegonił nas po wszystkich sportowych sklepach po 3 razy. Później po każdym innym, gdzie mógł się znaleźć choć skrawek męskiej odzieży. I na tym nie skończył. Po ponad półtorej godzinnym buszowaniu między półkami i wieszakami oznajmił:
- Ja się chyba jednak zdecyduje na te buty w Nike.
- O nie! Nike jest na drugim końcu tego kolosalnego budynku. Chyba cię koń kopnął jak ci się wydaje, że mam zamiar tam gonić po raz czwarty! - powiedziałam buntowniczym tonem. - Nie ruszam się stąd.
- No proszę cie! To zajmie tylko chwilę. - powiedział Mesut błagalnym tonem.
Usiadłam na pobliskiej ławeczce, założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na piersiach przybierając przy tym cholernie stanowczą minę.
- Alex! - skomlał patrząc na mnie błagalnie swoimi wielkimi oczami.
- Wołami mnie tam  nie zaciągniesz. - powiedziałam nieugięta.
- Ja też już nie mam siły na zakupy. - powiedział Cris, gdy Ozil spojrzał na  niego wymownie. - To może idź sam. A my z Alex pójdziemy się czegoś napić czy coś.
- Ach… No dobra. Spotkamy się w Chocolate Rose? - powiedział Mesut patrząc w dziwny sposób na Cristiano.
- Ok.
Niemiec ruszył korytarzem na drugi koniec budynku.
- Na co masz ochotę? - Ronaldo usiadł obok mnie.
- A co proponujesz? -spojrzałam na niego uśmiechając się zadziornie.
- Mrożoną kawę. Czy coś. - na jego ustach zagościł delikatny uśmiech.
- Może być.
Poszliśmy do małej kawiarenki. Było tam dość dużo ludzi. Większość z nich to pary trzymające się za ręce, w objęciach lub całujące się. Albo po prostu rozmawiające. Usiedliśmy przy stoliku jak najdalej od ludzi i jak najbliżej okna.
- Co sobie życzysz? - zapytał podając mi kartę. - Ja stawiam oczywiście.
- Nie ma mowy.
- Chyba sobie nie wyobrażasz, że pozwolę płacić za siebie kobiecie? - powiedział spoglądając na mnie ponad swoją kartą.
Niestety, spojrzałam prosto w jego oczy. Zapomniałam co miałam powiedzieć. Miał naprawdę powalające oczy. I rzęsy. Piękne, długie i gęste. Zniewalające.
- Skoro się upierasz. - wybąknęłam, gdy udało mi się w końcu oderwać od tego czekoladowego magnetyzmu.
Natychmiast schowałam się za Menu. Zapamiętać. Nie patrzeć mu w oczy.
Podeszła do nas kelnerka. Młoda, olśniewająco ładna dziewczyna z długimi czarnymi włosami i nogami do szyi w bardzo krótkiej kremowej sukience i białym jeszcze krótszym, ozdobnym fartuszku.
- Dzień dobry. W czym mogę państwu służyć? - powiedziała, po czym przeniosła swój wzrok ze mnie na Crisa.
Dopiero teraz go poznała.
- Madre Mia! - szepnęła, bo brakło jej powietrza. - Ty jesteś…!
Zabrakło jej nie tylko powietrza, ale i zmysłów, a przede wszystkim jakiegokolwiek okrzesania. Wyglądała jakby miała się posikać ze szczęścia. Cirstiano spojrzał na nią błagalnie i przyłożył palec do ust, prosząc aby była cicho.
- Proszę. - powiedział patrząc na nią w bardzo sugestywny sposób. Jednak dostrzegłam, że jego spojrzenie było bardzo sztuczne. Użył swojego magnetycznego wzroku, spojrzał jej głęboko w oczy i niskim głosem powiedział:
- Nie chcemy wzbudzać tu jakiejś sensacji. Bardzo proszę. Mogło by to zostać tylko między nami. Taka nasza mała tajemnica.
Dziewczynie zmiękły kolana, a reszta jej mózgu wyparowała uszami.
- Oczywiście. - pisnęła ze łzami w oczach.
- Mogła byś wrócić za 5 minut. Nie wiemy jeszcze co chcielibyśmy zamówić.
- Oczywiście. - powiedziała, chociaż miałam wrażenie że wypali zaraz jakiś tekst w stylu „Dla ciebie wszystko, kochany”.
Kelnerka odeszła w podskokach. Byłam pewna, że poleciała pochwalić się swoim koleżankom.
Ronaldo spojrzał na mnie przepraszająco.
- Wybacz. - powrócił już do swojego normalnego głosu. - Głupio wyszło. Ale takie tanie zagrywki i teksty to jedyny sposób aby nas nie wydała. Chociaż i tak nie jest to pewne. Możemy jedynie mieć nadzieję, że nie zleci się tu zaraz stado paparazzich. Jeżeli chcesz, możemy zmienić lokal.
- Nie, nie. W porządku. - powiedziałam uśmiechając się łagodnie.
Wróciła narwana kelnerka. Z poprawionym makijażem i co najmniej 5 cm krótszą spódnicą. Teraz ledwo zasłaniała cokolwiek.
- Zdecydował się Pan?
- Właściwie, zdecydowaliśmy się. - powiedział Cris podkreślając liczbę mnogą.
Nawet nie raczył ją spojrzeniem.
- Alex?
- To ja poproszę mrożoną kawę czekoladową z bitą śmietaną. - wyczytałam z karty.
Dziewczyna spojrzała na mnie niechętnie i szybko zapisała coś w notesiku, który trzymała w ręce.
- A dla pana? - jej głos był pełen nadziei.
Cristiano ani razu na nią nie spojrzał. Za to patrzył się na mnie. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Był z czegoś zadowolony. Zapatrzył się na mnie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Wbiłam  wzrok za okno, udając, że nie zauważam jego spojrzenia. Za to kelnerka odchodziła od zmysłów. Byłam pewna, że jest w stanie zrobić wszystko, żeby tylko na nią spojrzał. Rozebrać się w pierwszej kolejności.
- A więc, co dla Pana? - zapytała błagalnym tonem, była już chyba bliska płaczu.
- To samo. - mruknął, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Jego oczy wciąż utkwione były w mojej odwróconej profilem twarzy.
- To wszystko? - zapytała, bliska już desperacji dziewczyna.
- Tak, dziękujemy. - odburknął Cris.
Ocknął się ze swojego zamyślenia. Jednak wciąż nie obdarzył dziewczyny swoim spojrzeniem.
Kelnerka, zrezygnowana, odeszła. Ja przemogłam się i odwróciłam wzrok od okna, kierując go na twarz Ronaldo. Mimowolnie się do niego uśmiechnęłam.
- Myślisz, że Mesut szybko wróci? - zapytałam.
- Nie liczył bym na to. - odpowiedział, śmiejąc się.
- Aż taki z niego modniś?
- Modniś to może za dużo powiedziane. Ale fakt - zakupy lubi.
- Jest sam?
- Zależy o co pytasz.
- Czy ma… Hmm.. dziewczynę?
- Cóż. Dziewczyna to nie najlepsze określenie. Kobietę. Ma kobietę.
- Aha.
- Miałaś wobec niego jakieś plany w tym kierunku, które właśnie ci zburzyłem? - zapytał, ale prawie od razu dodał: - Przepraszam. Nie moja sprawa. Nie powinienem pytać.
- Nie. No coś ty! W porządku! I nie. Nie miałam wobec niego żadnych planów. Jest moim przyjacielem. Tylko przyjacielem. - odpowiedziałam uśmiechając się.- Po prostu pytam ciebie, bo jakoś nigdy nie zapytałam jego. Nie było okazji.
- A więc Ozil ma kobietę. Nazywa się Anna Maria. Lewe. Jest siostrą Sary Connor.
- O! Proszę. A dlaczego, określenie „dziewczyna” nie jest dla niej odpowiednie?
- Jest sporo starsza od Mesuta. Ma 6-cio letniego synka.
Moje oczy zrobiły się ze zdziwienia tak wielkie jak Ozilowe. Synka? Mesut jako tatuś 6-cio latka? Przecież on sam jest jeszcze dzieciak.
- Też tak myślę. - powiedział Cristiano z uśmiechem na widok mojej zdziwionej miny. - I chyba każdy z nas. Ona nie jest dla niego odpowiednia. On jest młody. Powinien się zakochać w kimś… młodszym niż ona. Ale nikt mu o tym nie powiedział do tej pory. Sam do tego dojdzie. Miejmy nadzieję.
- A jak mu idzie… z ojcostwem? - zapytałam niepewnie.
- Świetnie. Ozil ma świetny kontakt z dzieciakami. No. Może nie ze wszystkimi. Ale z takimi co same chodzą, mówią i jedzą, nie demolując przy tym kuchni idzie mu świetnie. Będzie kiedyś wspaniałym ojcem.
W tym czasie wróciła kelnerka, przynosząc nam nasze kawy.
- Dziękujemy. - powiedziałam do niej sucho i twardo, bo Cris znów zastosował taktykę gapienia się na mnie i nie odzywania się do niej. Swoim spojrzeniem uśmierciła mnie na wszystkie możliwe sposoby w ciągu 2 sekund, ale odeszła wolnym krokiem, oglądając się wciąż przez ramie.
- A ty? Lubisz dzieci? - zadał mi pytanie ni z tego ni z owego znów przybierając swój normalny wyraz twarzy.
- Bardzo. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Nigdy nie miałam rodzeństwa ani młodszego kuzynostwa, ale bawiłam się swego czasu w niańkę sąsiadów. Co prawda bardzo krótko.
- Jak ci się podoba w Madrycie? I w Hiszpanii? - zapytał, upiwszy wcześniej łyk kawy.
- Bardzo mi się podoba. Wiesz, to zupełnie inna część Europy. Inny klimat. Tu prawie w ogóle nie pada śnieg. Można grać w nogę przez cały rok. To jest fajne! A poza tym - Madryt to ogromne miasto. Jestem „Dziołcha” ze wsi, więc to dla mnie ogromna zmiana. Miasto do którego chodziłam do szkoły i w którym był mój klub było tak duże jak 1/50 Madrytu. Hiszpania jest piękna. Ale nie piękniejsza od Polski. - tęsknota uderzyła we mnie z ogromną siłą.
- Tęsknisz?
- Bardzo. - odpowiedziałam cicho bawiąc się serwetką.
Zadzwonił telefon Crisa, który przerwał naszą rozmowę.
- To Mesut. - Oznajmił mi spoglądając na wyświetlacz po czym powiedział do słuchawki. - No co jest?
Chwila ciszy. Słyszałam, że Ozil z czegoś się tłumaczy.
- Aha. No dobra. Dobra. Damy radę. Na razie. - odpowiedział mu Cristiano po czym się rozłączył.
Schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie.
- Mesut musiał nas opuścić. - oznajmił. - Właśnie do Madrytu przyleciała jego Ropuszka… O przepraszam, księżniczka, przez co musiał lecieć na lotnisko, żeby ją odebrać. Zdaje się, że wystawił nas do wiatru.
Zaśmiałam się z jego zaplanowanej pomyłki. Bardzo podobało mi się określenie „Ropuszka”. Miałam wrażenie, że już jej nie lubię tej Anny Marii Lewe.


9.
Liczba kojarząca mi się z Torresem, Benzemą, i Crisem na początku jego kariery w Madrycie. Czyli numer kojarzący się zdecydowanie dobrze. Mam nadzieję, że się wam spodoba i że przebaczycie moje nieróbstwo w ostatnim czasie. Wszystko przez te testy. Ale już po tych nieszczęsnych egzaminach i znów mam ochotę do pisania i co ważniejsze Wenę!
A w sobotę! (rany to już w tą sobotę! JUTRO!) pierwszy klasyk! Już się nie mogę doczekać! Trzymajcie kciuki! Co do następnego rozdziału to mam nadzieję że już w przyszłym  tygodniu, czyli na święta. Ale nie obiecuję bo wiadomo jak to w święta - dużo sprzątania i gotowania. To nie koniec tego wątku, nie koniec tego dnia! (wyszedł mi on tak duży, że może zając ze trzy rozdziały). 
Komentujcie.
Dzięki.

1 komentarz: