wtorek, 3 maja 2011

011. Bernabéu.

Ruszyliśmy więc chodnikiem, który zaczynał przypominać Wisłę, wzdłuż szarej ulicy. Włosy i ubrania przykleiły się już do nas. Ciężko było nawet mrugać. Deszcz, który padał był jednym z tych letnich, ciepłych i pachnących. Było już naprawdę ciemno. Zapaliły się latarnie. Musiałam patrzeć pod nogi, więc nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy.
- Mam nadzieję, nas wpuszczą. - krzyknął Cris. - Taaadaaam!
Podniosłam oczy ku górze. Naprzeciwko nas, na drugiej stronie ulicy stał ogromny budynek. Za szarą zasłoną deszczu wydawał się być złoty. Majestatyczny i niesamowicie wielki. Na jednej z jego ścian widniał wielki podświetlany napis „Estadio Santiago Bernabeu”.
- Mój Boże! Jest piękny. - powiedziałam po cichu nie mogąc oderwać wzroku od stadionu.
- Chodźmy! - Pociągnął mnie za rękę.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Obiegliśmy budynek dookoła mijając po drodze sklepy, kafejki i restauracje. Znaleźliśmy się w wąskiej uliczce. Był tam szeroki zjazd na podziemny parking. Zamknięty ogromną metalową bramą. Przy ścianie było przeszklone stanowisko dla strażnika. Podeszliśmy tam. Cris zastukał w szybę i trzydziestoletni Hiszpan oglądający jakiś teleturniej w malutkim telewizorku zerwał się z krzesła i podszedł do nas. Otworzył drzwi i spojrzał na nas nie kryjąc zdziwienia.
- Słucham? O mój Boże! Pan Ronaldo! Jak miło pana znów widzieć! - był bardzo podekscytowany tym, że obcuje z Crisem.
- Witaj Esteban. Chcielibyśmy…
- Pamięta pan moje imię! Madre Mia! Będę miał co dzieciom opowiadać! Sam Cristiano Ronaldo, najlepszy piłkarz świata, pamięta jak mam na imię!
- Dziękuję. Esteban, trochę mokniemy. Czy moglibyśmy wejść? Obiecuje, że będziemy grzeczni. To jest Alex. Gra w Victorii.
- Oczywiście. Proszę! Wejdźcie państwo. Przejdźcie tędy, bo nie mogę otwierać bramy bez powodu. To znaczy, gdy nie jedzie żaden ważny samochód czy autokar.
Weszliśmy do ciasnego, ale suchego pomieszczenia. Wyszliśmy drzwiami po drugiej stronie i znaleźliśmy się na podziemnym parkingu.
- Dziękujemy Esteban! - krzyknął Cristiano prowadząc mnie w głąb budynku.
- Nie ma za co panie Ronaldo! Nie ma za co!
- Jejku! Jesteśmy w środku! - Powiedziałam podekscytowana, gdy mijaliśmy luksusowe samochody stojące pojedynczo na parkingu.
- Jeszcze nic nie widziałaś!
- Nie ważne! Ważne jest to, że jestem tu, w środku. Zawsze o tym marzyłam. - ostatnie zdanie wypowiedziałam dość cicho.
- Już wiem jak czuje się wróżka - zębuszka spełniając dziecięce marzenia. Całkiem miłe uczucie.
Stanęliśmy przed podwójnymi białymi drzwiami, na których było wymalowane godło Realu Madryt. Cris pchnął jedno skrzydło drzwi i puścił mnie przodem. Znaleźliśmy się w białym korytarzu.
- To od czego zaczynamy zwiedzanie? - zapytał.
- Ty decyduj. To twój teren w końcu. - powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Taki sam mój jak i twój.
Staliśmy chwilę w ciszy. Cris obmyślał plan wycieczki, ja starałam się jedynie powstrzymać dygotanie. Było mi bowiem niemiłosiernie zimno. Słychać było jedynie nasze wciąż ciężkie oddechy i kapanie wody. Lało się z nas ciurkiem. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Wszystko się do nas kleiło, a ciuchy były ciężkie i przesiąknięte zapachem deszczówki.
- No dobra. Chodźmy.
Ruszyliśmy w dół bardzo długiego korytarza mijając po drodze kilkanaście par drzwi. W końcu doszliśmy do miejsca gdzie tunel się rozwidlał . Mieliśmy do wyboru dwie pary podwójnych drzwi, jedne po prawej, drugie po lewej. Skręciliśmy w lewo. Zanim Cristiano nacisnął klamkę, powiedział:
- Jesteś chyba jedyną kobietą, która tu kiedykolwiek weszła. Nie licząc sprzątaczek.
Przepuścił mnie. Weszłam do środka i znalazłam się w ogromnej, biało-niebieskiej szatni. Pod ścianą po mojej lewej stronie stały szafy, bo szafki to nieodpowiednie określenie. Na każdej z nich wielkie zdjęcie jej właściciela.
- Wow.
- Witamy w królestwie testosteronu i męskiego potu. - powiedział Cris podchodząc do tej ze swoją podobizną. Otworzył ją i wyciągnął z niej duży biały ręcznik.
- Nie krępuj się. Kogo chcesz? Ozila, Casillasa, Marcelo?
- Hmm… Ozila. - Podeszłam do szafki tuż obok Crisa i otworzyłam ją. W środku zobaczyłam trzy komplety trykotów, kilka par skarpetek, żel do włosów, dezodorant, gumowe opaski do włosów i inne drobiazgi. Na drzwiach przyklejone były różne zdjęcie. Ozil z siostrą. Ozil z mamą. Ozil z całą rodziną. Ozil z babcią. Ozil z jakąś ciemnowłosą kobietą po licznych, chirurgicznych korektach twarzy.
- To jest właśnie panna Anna Maria. - powiedział Cristiano uderzając palcem w twarz Niemki.
Sięgnęłam ręcznik z górnej półki.
- Tam możesz się przebrać. - powiedział Ronaldo wskazując na pojedyncze drzwi schowane w rogu pomieszczenia.
- Nie mam w co się przebrać.
- Coś znajdziemy. - otworzył swoją szafę, po chwili wyciągnął z niej dwa wieszaki. - wybieraj.
Miałam do wyboru fioletową koszulkę albo białą koszulę.
- Koszula. Elegancja musi być. - powiedziałam, biorąc od Crisa wieszak z koszulą.
Wzięłam ręcznik i poszłam do wskazanego pomieszczenia. Była to toaleta. Szybko zrzuciłam mokre ciuchy, wytarłam się i założyłam koszulę. Była przesiąknięta zapachem Cristiano, co bardzo mi odpowiadało, bo pachniał (jak większość południowców) cudownie. Była na mnie o wiele za duża. Ronaldo był wysoki, barczysty i bardzo dobrze zbudowany. Ja miałam niespełna 160 cm wzrostu i byłam dość chuda. Koszula sięgała mi więc do pół uda. Zrobiłam na głowie turban z ręcznika owijając mokre włosy. Wzięłam swoje mokre ciuchy i wyszłam z toalety. Cris stał dokładnie naprzeciw mnie w samych jeansach z telefonem przy uchu, mówiąc coś szybko po portugalsku. Gdy zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na niego, spłonęłam rumieńcem. Nie tylko dlatego, że zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim ubrana tylko w majtki i jego koszulę. Był piękny. Po prostu piękny. Zdjęcia jego nagiego torsu, które tak licznie zasypywały Internet były niczym. Tam wyglądał bardzo dobrze. Ale na żywo był wręcz niewyobrażalny. Jego brzuch, klata piersiowa, ramiona, szyja… Wszystko było idealnie wyrzeźbione, jakby był tworzony przez samego Boga. Jego skóra, która w nikłym świetle ściennych lampek miała kolor prawie czekoladowy, była bez skazy. Spojrzałam na jego czarne w tamtym momencie oczy. Nasze spojrzenia spotkały się. Jednak speszeni, prawie od razu spojrzeliśmy w przeciwne strony. Powiedział jeszcze coś do telefonu, po czym się rozłączył. Żeby się czymś zająć rozłożyłam swoje mokre ubrania na drewnianych ławeczkach, żeby szybciej wyschły. Cris w tym czasie założył swoją fioletową koszulkę, za co byłam mu wdzięczna, bo znów mogłam na niego spojrzeć.
- Musiałem zadzwonić do domu. - oznajmił. - Bardzo ładnie wyglądasz.
- To przez tą białą, prostą koszulę. Jest taka… Ekstrawagancka. - powiedziałam przyjmując teatralnie pozę modelki w czasie sesji zdjęciowej.
Cristiano zaśmiał się wesoło.
- No nie wiem. A co z naszą wycieczką? Chciałaś zobaczyć Bernabeu od środka.
- Ale co? Tak? - zapytałam patrząc w dół na prześwitujący kawałek materiału zakrywający mój tułów i uda.
- No i co? Podejrzewam, że nie ma tu za wiele osób. Idziemy?
- No dobra. Ale jak by co, będzie na ciebie.
Wyszliśmy z szatni i przeszliśmy przez drzwi naprzeciwko. Znaleźliśmy się w ciemnym wąskim pomieszczeniu, urządzonym w ciemnoniebieskim prawie granatowym kolorze. Panowała tu absolutna cisza.
- Do windy. - powiedział Cris wskazując na przeciwległą ścianę.
Ściany windy były lustrzane. Gdy oparliśmy się o jedną z nich w naszym odbiciu zobaczyłam nas razem, po raz pierwszy koło siebie. Różnica była ogromna. On był wielki. Ja malutka i drobniutka. Jego skóra miała kolor mocnego kakao, moja mleka. Jego drobne, kruczoczarne loczki układały się na głowie idealnie pomimo braku jakiejkolwiek pracy nad nimi. Moje blond włosy były mokre i ułożone w jakimś chaosie w coś co miało nie straszyć ludzi. Uśmiechnął się do mnie w odbiciu lustra. Odwzajemniłam uśmiech. Widna zatrzymała się i wysiedliśmy.
- Gdzie teraz? - zapytałam szeptem.
- A chce ci się oglądać wszystko czy tylko te najlepsze miejsca?
- Chyba nie mam już siły na wszystko.
- Aha. Więc proponuje ci jedno miejsce, ale za to najlepsze.
- Dobra.
- A dlaczego szepczemy?
- Nie wiem. Jesteś pewien, że nie ma tu nikogo?
- Nie. Tam jest pokój Pereza i sala konferencyjna. - powiedział pokazując duże podwójne drzwi na końcu korytarza.
- To może lepiej stąd chodźmy. - szepnęłam jeszcze ciszej.
- Jest ci zimno?
- Nie. - skłamałam.
- To czemu się trzęsiesz?
Nagle drzwi, które jak mówił Cris prowadzą do sali konferencyjnej otworzyły się i pojawiły się w nich sylwetki Pereza, Valdano i kilku innych mężczyzn, z których każdy wyglądał na kogoś bardzo ważnego. Stałam jak sparaliżowana. Nie wiem czego się bałam, ale wiedziałam, że nie powinni mnie zobaczyć w tym miejscu, o tej porze i w takim stroju. Cristiano zachował bardziej trzeźwy umysł. Złapał mnie w ramiona i zaczął biec na drugi koniec korytarza stąpając jak najciszej. Zaczęłam się śmiać, sama nie wiem czemu.
- Cicho! Bo nas wydasz! - szepnął rozpaczliwie.
- Przepraszam. - wydusiłam i wtuliłam głowę w jego bark, żeby stłumić śmiech.
Do oczu podeszły mi łzy. Dusiłam się ze śmiechu zaciągając się coraz mocniej zapachem Crisa. A on biegł. Później trochę zwolnił, ale nie zatrzymał się dopóki nie dotarliśmy na miejsce.
- Jesteśmy. - powiedział, stając przed podwójnymi drzwiami.
Byliśmy w jakiejś dużej, białej sali.
- Powiesz mi z czego się śmiejesz? - zapytał.
- Nie mam pojęcia. - wyszczerzyłam się do niego. - Po prostu zachciało mi się śmiać.
- Aha. Wchodź. - powiedział otwierając przede mną ciemnobrązowe drzwi.
Znaleźliśmy się w swego rodzaju sali konferencyjnej. Jedna ściana zakryta była czymś w rodzaju wielkiej plandeki, na której nadrukowano zdjęcie Bernabeu. Na przeciwległej stanie była tablica multimedialna, a na suficie umieszczony został projektor. Na środku stał duży stół otoczony krzesłami.
- Coś ci pokażę. - powiedział Cris podchodząc do wielkiego zdjęcia. Wziął leżącego na stole pilota i nacisnął jakiś guzik. Plandeka zaczęła zwijać się na rolkę pod sufitem odsłaniając ogromną szybę. Podeszłam bliżej. Za szybą widać było dokładnie cały stadion. Piękny. Majestatyczny i przeogromny. Było już ciemno, ale paliło się wciąż kilka lamp.
- Wow. Ależ to musi robić wrażenie w dzień. Albo w czasie meczu.
- Sama zobaczysz w środę, że na początku ciężko się tu skupić na grze w piłkę. Jest ci zimno. - tym razem nie pytał a stwierdził.
- Troszkę.
- Dobra. Poczekaj. Zaraz wracam.
- Ale co? Tak sama? - zapytałam gdy był przy drzwiach. - A jak ktoś wejdzie?
- Nikt nie wejdzie.
- Nie! Nie zostawiaj mnie tu samej.
- Nikt nie wejdzie. Jest już późno. Nikogo nie ma. - powiedział niskim uspakajającym głosem i zniknął za drzwiami.
Zostałam sama. Było cicho. Słychać było tylko szum deszczu. Było mi zimno. Usiadłam na podłodze koło okna i objęłam kolana ramionami. Czekałam w ciemności nasłuchując czy nikt nie idzie. Zrobiłam się senna. Nie miałam zegarka, ale zdawało mi się, że Crisa nie ma trochę zbyt długo. Nagle drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że aż podskoczyłam. Pojawił się w nich Cristiano niosąc dwa styropianowe kubeczki i duży koc w barwach Realu. Drzwi otworzył nogą.
- Gorąca czekolada. Ile ja się musiałem naszukać drobnych! - Powiedział stawiając na podłodze przede mną dwa kubki. Rozłożył koc i okrył nim moje ramiona po czym usiadł naprzeciwko mnie. - Pij póki ciepła.
Wzięłam w ręce ciepły kubeczek i pociągnęłam łyk gorącego napoju. Był bardzo gorący i słodki.
- Dzięki.
- Nie ma za co. - powiedział uśmiechając się.
Spojrzał na boisko i uśmiechnął się zamyślony.
- Gotowa? - powiedział nagle.
- Gotowa na co?
- No na środowy mecz. To twój zdaje się pierwszy mecz na taką skalę.
- Nie wiadomo czy w ogóle zagram.
- Zagrasz. - powiedział pewnym głosem upijając łyk swojej czekolady.
Siedzieliśmy w milczeniu gapiąc się na deszcz spływający po szybach.
- Rano muszę zawieść mamę na lotnisko. - oznajmił.
- To co? Zbieramy się? - zaczęłam wstawać.
- Nie! No co ty! Siedź. A jak niby dojedziemy teraz gdziekolwiek? Nie mam samochodu. Miasto pływa. Będzie kłopot z taksówką. I tak musimy jeszcze chwilę poczekać.
- Aha. A gdzie twoja mama jedzie?
- Do domu. To znaczy do domu w Portugalii. Do mojego wuja Pablo. Obchodzi 67 urodziny i cała rodzina się zjeżdża. Poza mną. Muszę zostać na mecz.
- Szkoda.
- Że zostaję? - zapytał zdziwiony.
- Że cie tam nie będzie. Pewnie dużo takich rzeczy musisz opuścić z powodu meczy. A że zostajesz to fajnie. Przynajmniej dla mnie. Ozil się teraz zajmie swoją dziewczyną i nie miałabym z kim gadać.
- Miło mi, że jestem ci potrzebny. - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - skłoniłam się teatralnie.
Oparłam głowę o szybę. Cris zaczął nucić jakąś powolną, melodyjną piosenkę. Poczułam że moje ciało robi się ciężkie. Oczy same mi się zamykały.

Za słodko. Wiem, wiem Nicola... :) Ale nie było czasu i sensu już zmieniać tego wątku... Trochę przesadziłam, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Z niecierpliwością czekam na dzisiejszy mecz, bo mam jeszcze wiarę w zwycięstwo. Po ostatnim meczu i po decyzji UEFA jestem załamana sprawiedliwością a raczej jej brakiem... Ale wciąż wierzę! HALA MADRID!
Komentujcie.
Dzięki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz