niedziela, 15 maja 2011

013. Rycerz Marcelo.

Późnym poniedziałkowym wieczorem siedziałyśmy ja, Rose, Lee i Akile, nasz stoper, na podłodze w moim salonie. Dookoła walały się książki, zeszyty, laptopy, telefony, ołówki, papierki, napoje, talerze, kubki i wiele innych rzeczy. Zakuwałyśmy do testu z matematyki, który miałyśmy mieć w piątek. Wiedziałyśmy, że jeżeli dostaniemy powołanie, nie będzie na to czasu. Właściwie to ja większość umiałam, ale i tak przerabiałam z nimi tematy tłumacząc wszystko na nowo. Byłyśmy już zmęczone, ale nie miałyśmy wyjścia. Telewizor był włączony i ustawiony na jakiś muzyczny kanał.
- To. Jest. Poryte. - powiedziała ze złością Lee, zatrzasnęła książkę i położyła się na podłodze. - Nie uczę się tego! Na cholerę mi to?! Ja muszę tylko umieć kopać piłkę!
- Nie gadaj głupot. To nie jest takie znowu trudne. - powiedziałam wypijając resztkę swojej zimnej już herbaty.
- Dla kogoś, kto jest geniuszem i ma łeb jak ty, to może faktycznie bułka z masłem. Ale ja nie jestem taka mądra.
- Łeb jak sklep, tylko półek brak. - podsumowała Rose opadając ze zrezygnowaniem na stos poduszek za swoimi plecami.
- Ej! Mów za siebie! - Lee nie lubiła gdy się ją krytykowało, nawet w żartach.
- No właśnie to robie. - powiedziała spokojnie Brytyjka.
- Akile? Żyjesz tam? - zapytałam skośnookiej koleżanki która leżała naprzeciwko mnie z głową na książce i zamkniętymi powiekami.
- Nie. Umarłam i jestem w matematycznym piekle. I podpalają mnie właśnie na stosie potęg i pierwiastków.
- Przestańcie marudzić. Jest dobrze. Do końca działu zostały nam trzy tematy. - powiedziałam hardo.
- Jak ty to robisz do cholery? - Zapytała Lee podnosząc się na łokciach i patrząc na mnie wyzywająco i jednocześnie z podziwem.
- Robię co?
- Przyjechałaś tu ledwie tydzień temu. Pod sam koniec tego działu z matmy. Nie byłaś prawie  na żadnym temacie, a umiesz wszystko i jeszcze nam tłumaczysz. I to lepiej niż to stare, tłuste babsko.
- Wystarczyło przeczytać to co jest na początku tematów. I zrobić kilka zadań. Bo matma jest prosta. - wzruszyłam ramionami.
- Powiedziała, co wiedziała. - skwitowała Akile.
- Która godzina? - zapytała bezbarwnym głosem Rose nie otwierając nawet oczu.
- 22.37 - odpowiedziałam.
- Umrę. - oświadczyła Akile.
- Podobno już umarłaś. Zdecyduj się. - powiedziała z przekąsem Lee.
- To umrę jeszcze raz. - stwierdziła Akile po chwili zastanowienia.
- Tak się nie da.
- W okrutnym świecie matematyki się da. Umiera się co pięć  minut. W bólach.
- Ty przynajmniej jutro sobie to odreagujesz. - stwierdziła Rose. - Ciebie Mourinho powoła na pewno.
- Ciebie też. - odpowiedziała jej Azjatka śpiącym głosem.
Zapadła chwilowa cisza między nami. Słychać było tylko jakąś piosenkę.
- Umrę. - stwierdziła ponownie Akile.
- Stara śpiewka. - podsumowała ją Lee.
- No i dobrze! - odburknęła.
- Nikomu nie będzie szkoda. - Brazylijka dalej jej przygryzała.
- Nie prawda! Alex, powiedz, że tobie będzie szkoda!
- Szkoda, to jak teściowa do studni wpadnie. Do matematyki dziewuchy! Jazda!
Rozległ się ogólny jęk.
- Pff… Wiecie, że jak zawalimy, Jose nie da nam powołania na następny mecz?
- Zawalić to możemy my, nie ty. - stwierdziła Rose, podnosząc się i przecierając oczy.
- Dobra! Żyje! - powiedziała radośnie Akile podrywając się z podłogi i siadając na poduszce. - A nie. Jednak nie. - znów zaległa na podłodze ze zrezygnowaną miną.
- Mus to mus. - Lee też podniosła się do pozycji siedzącej.  - Aki, dawaj!
- Nieee! Alex, nie rób mi tego! Nie torturuj! Oddam ci się na własność, tylko nie zmuszaj mnie do nauki już! - lamentowała z twarzą w poduszce.
- Alex cie nie chce! - opowiedziała za mnie Lee. - Przecież ty ani sprzątać, ani gotować nie umiesz! Na co ty byś się jej przydała?
- Jak nie umiem jak umiem! Alex! Robię najlepsze sushi na świecie! Albo w Europie! Nie ważne! Błagam! Nie zmuszaj mnie do tego!
- Boże! Ależ ty zrzędzisz dziewczyno! - Lee znów mnie uprzedziła. - Ruszaj ten swój chudy tyłek i dawaj do matmy. Rachu ciachu i po strachu - zaczęła ją łaskotać.
Z gardła Azjatki wydobyła się salwa głośnego śmiechu. Zaczęła się tarzać po podłodze, rzucając kończynami na lewo i prawo i błagając Lee, żeby przestała. Brazylijkę jednak jej reakcja jeszcze bardziej podjudziła i zaczęła łaskotać ją jeszcze mocniej. Razem z Rose śmiałyśmy się z póz, które przybierały nasze koleżanki w trakcie tej zabawy. Było naprawdę głośno. Ledwo usłyszałam, że ktoś puka do drzwi. Niestety tylko ja. Moje towarzyszki dalej wesoło się bawiły, nic nie słysząc.
- Hej! Cisza! Ktoś puka! - krzyknęłam wstając z podłogi.
Moje koleżanki albo mnie nie słyszały, albo zignorowały to co mówię wciąż bawiąc się w najlepsze. Zostawiłam je na podłodze i poszłam otworzyć drzwi. Gdy tylko je uchyliłam moim oczom ukazała się jak zawsze wesoła i roześmiana twarz Marcelo.
- No hej! - przywitał się entuzjastycznie całując mnie w policzek. - Jest impreza i nas na niej nie ma? Nie może być!  - powiedział i bez zaproszenia wpakował się do mojego mieszkania. Zaraz za nim zobaczyłam Aveiro, Casillasa i Ramosa.
- Dobry wieczór. - powiedzieli chórem. - Możemy wejść?
- Sama go stąd nie wyciągnę, będę potrzebowała waszej pomocy. - powiedziałam, wskazując głową na Marcelo, po czym odsunęłam się, wpuszczając ich do środka.
Przycichło. Dziewczyny przestały tak głośno się śmiać. Leżały na podłodze ze zdziwionymi minami patrząc niepewnie na Marcelo, który skierował swoje kroki do małej lodówki. Na policzkach Akile błyszczały łzy, które Lee wycisnęła jej podczas swoich tortur. Gdy zobaczyły, że do pokoju wchodzą inne gwiazdy Realu, na ich twarzy nie pozostało nic poza zdumieniem.
- Cześć. - przywitali się panowie.
- Co robicie? - zapytał mnie Cris, bo żadna z moich koleżanek nie była w stanie nawet odpowiedzieć na powitanie. Nigdy nie przyszło im jeszcze obcować tak blisko z obecnymi panami. 
- Uczymy się matmy.  - opowiedziałam.
- Fuuuu! - skrzywił się Marcelo, który po dokładnym przejrzeniu zawartości mojej lodówki zaległ na kanapie nieopodal Rose z nogami na ławie i puszką Sprite w ręku.
- Nogi w dół! - powiedziałam ostrzegawczo. - Albo zdejmij buty!
- Nie! - krzyknęli w panice wszyscy koledzy z drużyny Brazylijczyka, patrząc na niego z obawą.
- Lepiej nie. - dopowiedział Iker, patrząc na mnie sugestywnie.
- Bardzo śmieszne! - krzyknął Marcelo.
- Wierz mi bracie, wcale a wcale. - powiedział Cris, który podszedł do niego i klepnął go po ramieniu, zabierając puszkę z piciem.
- Hej! Zły Portugalczyk! Oddawaj moje picie! - z rozpaczą patrzyłam jak Marcelo jednym ruchem znajduje się w pozycji stojącej na mojej skórzanej kanapie.
- Weź sobie! - powiedział Ronaldo odrzucając puszkę do Ikera.
Brazylijczyk rzucił się jednym susem przez oparcie mojej kanapy na bramkarza, lecz tamten zdążył rzucić puszkę do stojącego za mną Sergio. Marcelo to zobaczył i już przeskakiwał ponad ciałem przerażonej Rose i moim laptopem, gdy Ramos szybko odrzucił puszkę w stronę Crisa. Brazylijczyk od razu skierował się w jego stronę. Z impetem dopadł do dużo od siebie wyższego i większego Portugalczyka, powalając go na stojącą tuż za nim kanapę. Ale Cristiano zdążył rzucić puszkę w kierunku Ramosa. Jednak zanim napój wylądował w rękach Sergio, udało  mi się go złapać, gdy przelatywał tuż nad moją głową.
- Stop! - krzyknęłam do gotowego mnie staranować Marcelo, który już szykował się do długiego susa przez cały pokój. - Ani kroku! Masz! Pij! - podałam mu puszkę.
- No nie! Alex! Popsułaś  nam całą zabawę! - Jęknął z zawodem Ramos za moimi plecami.
- Jeżeli waszą zabawą jest demolowanie mojego mieszkania i sianie strachu wśród moich koleżanek z boiska, to możecie ten wieczór zaliczyć do tych najbardziej udanych. - byłam lekko zirytowana ich dziecinnym zachowaniem.
- Nie gniewaj się. - powiedział Iker przepraszającym głosem, patrząc na mnie tymi swoimi hiszpańskimi oczami. - Zachowaliśmy się jak gówniarze. Możemy iść do kąta?
- Bardzo zabawne. - powiedziałam ironicznie, udając obrażoną, ale po chwili mimowolnie się uśmiechnęłam.
Musiałam poćwiczyć asertywność, w przypadku próby owładnięcia mną przez hiszpańskie oczy.
- Lepiej mi powiedzcie, po co przyszliście tak późno.
- Chcieliśmy cie zobaczyć. - powiedział wesoło Cris.
- Stęskniliśmy się. - Zza moich pleców wyłonił się Sergio i usiadł koło Marcelo na kanapie.
- Chyba za sobą. - powiedziałam, pomagając wstać Akile podłogi.
Dziewczyny były zaszokowane i wystraszone po szarży Marcelo przez  mój salon. O mało nie zostały zdeptane.
- Przyszliśmy dotrzymać ci towarzystwa w ten nudny wieczór. Żebyś nie czuła się samotna. - dodał Iker.
- Nie jestem ani sama, ani samotna.
- Ale smutna. - stwierdził wnikliwie Cristiano robiąc pewną siebie minę w stylu profesora nauk ścisłych, który udowadnia grupie ogłupiałych studentów, że zadanie z fizyki kwantowej połączonej z dokładnym opisem statku kosmicznego to bułka z masłem.
- Smutna? - zdziwiłam się.
- Smutna. - wyglądał tak zabawnie, że o mało nie parsknęłam śmiechem. Nie wiedziałam jednak o co im chodzi, a byłam pewna, że nie przyszli bezinteresownie. Wolałam więc nie ryzykować i nie obrażać żadnego męskiego ego.
- Nie jestem smutna, tylko pogrążona w otchłani matematycznej przepaści. I zmęczona.
- Możemy cię położyć spać. - zaproponował wesoło Marcelo osuszając do końca puszkę.
- Że co proszę? - zapytałam, bo wydawało mi się, że coś źle usłyszałam.
- Tak! Położymy cię spać! Iker ci pościeli, Sergii cię zaniesie, a Cris ci zaśpiewa kołysankę! Cris bardzo ładnie śpiewa! Cris, zaśpiewaj coś! - Marcelo z miną diabełka spojrzał na przyjaciela ukazując całe dwa rzędy białych zębów i aparat dentystyczny w całej ich krasie.
Portugalczyk posłał mu zabójcze spojrzenie.
- A ty co będziesz robił? - zainteresował się Ramos.
- Ja? Ja wykonam najcięższą robotę. Będę pilnował Alex przez całą noc! Będę jak ninja! Jak pies, tuż koło twojego łóżka! Albo lepiej! Żeby cię nic w nocy nie ruszyło, to położę się obok ciebie!  Twój Rycerz Marcelo cię obroni od wszelkiego zła! - nagle stanął, przybierając dziwną pozę i z poważną miną zaczął udawać, że wymachuje mieczem.
- Ej! Ninja! Czy na ciebie to nie czeka w domu żona z dzieckiem? - zapytała głośno Lee głosem, któremu strach się sprzeciwić.
Marcelo nagle spoważniał, posmutniał i padł z powrotem na kanapę.
- No… Ach… Gdzie się podziały te piękne, kawalerskie czasy… - z rozmarzoną miną rozwalił się, zajmując dwa miejsca i spychając Sergio na drugi koniec.
- O czym ty mówisz? - zapytali chórem pozostali panowie szczerząc się do Brazylijczyka.
- Dobra, dobra! Ty Cris nie bądź taki mądry bo… - Marcelo urwał w pół zdania.
- Aha. Czyli przyszliście z tęsknoty. - podsumowałam po chwili dziwnej ciszy. - To chcecie coś jeszcze, czy możemy wracać do nauki?
- No bo chodzi o to… -zaczął Marcelo.
- Możecie wracać do nauki. - przerwał mu pewnie Iker.
- Ale… - Brazylijczyk był zbity z tropu ewidentną nagłą zmianą planów.
- Tylko się wyśpijcie. Bo jutro Mou da nam w kość. - Przerwał mu głośno Cristiano.
- Tak, tak. Na pewno się wyśpię, przytłoczona jakimiś cholernymi, hieroglificznymi zapiskami Majów, których nikt poza Alex nie rozumie. - wtrąciła ze złością Rose.
- No to wy sobie się tam uczcie, czy co sobie chcecie, a my… - Ramos zaczął rozglądać się po pokoju, szukając punktu zaczepienia. - A my sobie poczytamy.
Wziął do ręki leżącą najbliżej książkę. Otworzył ją pewnie i nabrał w płuca powietrza, gotowy do wyrecytowania pierwszych słów w książce.
- Rozz… Rosp… Jak się czyta takie e z kreseczką na dole? - zapytał zbity z tropu. - I co to w ogóle za litera?
- Ę.
- Em?
- Ę. - poprawiłam go.
- Dobra. A więc: Rospemsoa kulya...
- Sergii! Kłamałeś! - krzyknął oburzony Marcelo.
- Co? - zapytał zdziwiony Ramos
- Kłamałeś! Mówiłeś, że umiesz czytać! - wszyscy poza Sergio wybuchli śmiechem.
- Bo umiem! - oburzył się Hiszpan.
- No! Nie da się ukryć. - Marcelo wyszczerzył się do niego w diabelskim uśmieszku.
- Nie moja wina, że to po rusku! - bronił się zaciekle Sergio.
- Ej! Po jakim rusku? W rosyjskim jest cyrylica. A to są normalne litery! - teraz to ja się wtrąciłam.
- Co jest? - zapytali razem Rose, Iker i Cris.
- Cyrylica. Czyli takie inne literki. Jak np. w japońskim są inne znaki, tak w rosyjskim są inne. Ich alfabet nazywa się cyrylicą. - wytłumaczyłam spokojnie.
- Ahaa… - powiedziała Rose patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- A skąd ty to wiesz? - zapytał Iker.
- Z życia. - westchnęłam.
- A ta książka to po jakiemu? - zapytał Segrio machając niebieską okładką.
- Skoro jest tam e z kreseczką  na dole, czyli ę, to po polsku.
- A przeczytasz nam jej kawałek?  Prosimy! - zaskomlał Marcelo.
- Po co? - zapytałam podejrzliwie.
- No bo… Chcemy poznać trochę świata. Wiesz, zbliża się Euro 2012, które jest w Polsce przecież. Może byśmy się trochę pouczyli obcego języka. Przecież nie może być taki znów trudny.
- Wierz mi - jest. A poza tym, co ty masz do Euro? Przecież ty jesteś Brazylijczykiem. - zauważyłam.
- No weź! Alex! Troszkę tylko! - marudził Marcelo, nie zwracając uwagi na to, że właśnie obaliłam jego argument.
- Bo jak nie, to Sergio będzie czytał. - zagroził Cris.
- O nie! Tylko nie to! Dobra. Dawaj. Coś ty wziął za książkę w ogóle?
- Niebieską. - Ramos wyszczerzył swoje białe zęby w wesołym uśmiechu oddając mi książkę.
- Oho! Aleś wybrał. Dobra. Cisza. - otworzyłam na pierwszej stronie i zaczęłam. - „ Rozpędzona kula śniegu, czyli moje życie w pigule.”
- Ale śmiesznie! - krzyknął uradowany Marcelo.
- Sam jesteś śmieszny! - oburzyłam się.
- Cicho! - Skarcił Iker Brazylijczyka. - Czytaj dalej, Alex.
- „Zjadałam już piętnastą śliwkę. Zrywam je z drzewa w ogrodzie mamy. Śliwy są leciwe, dość niskie, powykręcane ze starości. Przedwojenne? Sięgam po owoce bez wysiłku i nawet nie wycieram ich o spodnie. Jak taką śliwkę węgierkę nacisnąć odpowiednio, pęka na pół, ukazując zielonobursztynowe wnętrze. Węgierki, te prawdziwe węgierki, są słodkie, mają specyficzną, lekką goryczkę i niepowtarzalny aromat! Pod fioletową skórką, cierpką i gorzkawą, tkwi mięsista niespodzianka, rozlewając się w ustach słodko-kwaśno,  jeśli są dojrzałe i bardzo słodko, jeśli są po prostu - dojrzałe. Tylko z takich węgierek powidła są świetne. Brązowe, skarmelizowane, gęste.” * - spojrzałam po twarzach moich słuchaczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że z zaciekawieniem słuchają uważnie każdego mojego słowa ściągając brwi lub przechylając głowę na bok i wpatrując się intensywnie w moje usta. - Dość lektury na dzisiaj. - zamknęłam jedną z ulubionych książek  mojej mamy i odstawiłam na półkę.
- Wow. - powiedział przeciągle Marcelo patrząc we mnie jak w obrazek. - Faktycznie, zdaje się trudny.
- Bo jest trudny. Ale dość tego polskiego. Bierzemy się za matmę. Jejku! Już jedenasta! Zostały nam jeszcze trzy tematy.
- Dobra. To my was zostawiamy. Ale jeszcze wrócimy! - zagroził Iker podchodząc do mnie i całując mnie w policzek na pożegnanie.
- Do jutra. - to samo uczynił Sergio.
- Ale jakbyś nie mogła spać, wiesz duchy czy coś, to masz mój numer. Dzwoń do swojego Rycerza Marcelo w każdej porze dnia i nocy. - Brazylijczyk wyściskał i wycałował mnie entuzjastycznie.
- Jasne. - uśmiechnęłam się do niego.
- No. To dobranoc. - Podszedł Cris i przytulił mnie. Był ode mnie o wiele większy więc zginęłam gdzieś w czeluściach jego ramion. - Nie wierz temu narwanemu człowiekowi. On śpi jak niemowlak i nic go nie obudzi.
- Słyszałem! - krzyknął Marcelo z progu.
- Do jutra. - Portugalczyk pocałował mnie w policzek i ruszył w kierunku drzwi po czym zniknął za nimi.
Zrobiło się cicho.
- Przynajmniej się obudziłyśmy. - zauważyłam siadając na swoim dawnym miejscu na podłodze i robiąc porządek w notatkach, które porozwalał mi Marcelo.
- Ta. Delikatnie mówiąc. - przyznała Rose.
Dziewczyny usadowiły się tak, jak siedziały, zanim pojawili się panowie.
- To nie fair. - Oznajmiła nagle Lee.
- Co nie fair? - zapytała Akile.
- To, że ty ich znasz tak dobrze.
- Wcale ich nie znam dobrze. - zaprzeczyłam.
- No jak nie? - Lee zrobiła minę głoszącą „Nie rób z nas ślepych wariatek.”.
- No nie. Trenuje z nimi tyle samo co wy. Poza tym prawie z nimi nie gadam. No, oprócz Crisa.
- Jasne! Tylko, że całe treningi gadacie. A Mou przydziela cię zawsze do drużyny właśnie z nimi! - skarżyła się Lee.
- Zaraz, zaraz! - Przerwała jej błyskotliwie Rose. - Jak to  „oprócz Crisa”? Co to do cholery znaczy?
- Właśnie! - dodała zaciekawiona Akile.
- Nic. - powiedziałam spokojnie. - Nic, poza tym, że czasem gadam z nim więcej niż  na przykład z Ikerem. Wielkie mi co.
- WIELKIE MI CO? NO WEŹ! TO JEST CRISTIANO RONALDO!
- Boże! Dajcie spokój! Z Ozilem , Xabim i Jurkiem też gadam więcej. I co z tego?
- Jak ja ją zaraz kopne w dupę, to ona tego nie przeżyje. Akile! Trzymaj mnie! - Lee zaczęła odchodzić od zmysłów.
- Też chcę, żeby mnie przytulali, kładli spać i całowali w policzek na dzień dobry i dowidzenia. - powiedziała płaczliwie Akile.
- Oni mnie nie kładą spać.
- Ale robią całą resztę. - zauważyła Rose.
- Co z tego? To, że gadam z nimi…
- Ale z nami tak nie gadają, jak z tobą. - powiedziała smutno Lee.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho.
No pięknie. Teraz brakowało mi jeszcze tylko poczucia winy.
- Zgłupiałaś? - zapytała poważnie Rose. - Przecież nie robisz nic więcej niż my. To oni wolą ciebie od nas. A więc polecę banałem: „To nie twoja wina”.
- Wcale nie wolą mnie bardziej od was! - oburzyłam się.
- Ah… Wracajmy do tej matmy. - westchnęła Rose.
Przerobienie ostatnich trzech tematów poszło nam wyjątkowo szybko. Było przed 0.00 kiedy się pożegnałyśmy.

* fragment książki "Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej.

13 mam nadzieję nie będzie pechowy :) Zaczynam się zastanawiać, jak to teraz będzie z tymi rozdziałami bo czasu robi się coraz mniej, pracy coraz więcej. Ale postaram się wciąż coś regularnie dodawać :)
Komentujcie.
Dzięki. 

2 komentarze:

  1. Świetny !!!! Uśmiałam się ostro :)
    czytałam dwa razy , bosski odcinek uwielbiam.

    (a przy okazji , to ja Evelina32303 z twittera , nwm czemu , ale się zepsuł mi twitter, wgl nie chce mi się stronka otwierać.) tylko chcę żebyś wiedziałą , że to ja - wierna fanka opowiadanka hah :)

    POZDRO> i czekam na następny odcinek , mam nadzieję , że szybko będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. KOOOOCHAM TO OPOWIADANIE! I z niecierpliwością czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń