niedziela, 22 maja 2011

014. Powołanie.

Wtorkowy trening mijał nam w wyjątkowym skupieniu. Nie było całkiem poważnie, bo tak się chyba nie da, szczególnie gdy zejdą się Marcelo, Pepe i Ronaldo, ale mimo wszystko czuć było, że atmosfera jest bardziej napięta niż w trakcie normalnego codziennego treningu. Może było to spowodowane pogodą, która po raz pierwszy od kiedy byłam w Hiszpanii była odrobinę przytłaczająca. Na niebie widniały szare chmury, nie wiał wiatr, nie było w ogóle słońca, panowała absolutna cisza, nie było słychać ptaków ani owadów. Powietrze było gęste jak woda, ciężko się oddychało. Lada chwila spodziewaliśmy się deszczu, może nawet burzy. Ta myśl mnie cieszyła bo mogłabym normalnie oddychać. Jednak tak bardzo oczekiwana przeze mnie ulewa nie nadchodziła, więc męczyłam się trzy razy szybciej niż normalnie. Gdy pod koniec godzinnego mini meczu Jose pojawił się na boisku na którym grałyśmy z dziewczynami, zobaczył, że momentami musze przystawać żeby złapać oddech, zawołał mnie do siebie za linię boczną boiska. Podbiegłam do niego chwytając poniewierającą się po ziemi butelkę wody. Starałam się nie okazywać zmęczenia. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby trochę uspokoić swój organizm, po czym odkręciłam wodę i za jednym podejściem opróżniłam ją do połowy. Przez cały czas Jose uważnie mi się przyglądał. Jego włosy były w lekkim nieładzie, jak zawsze pod koniec treningu, a na twarzy widać było dwudniowy zarost.
- W porządku? - zapytał po chwili, gdy odjęłam butelkę od ust.
- Tak.
- Uważasz, ze jesteś w stanie grać przez 90 minut?
- Nie wiem. - odpowiedziałam szczerze. - W normalnych warunkach raczej tak. Ale chyba nie przy takiej pogodzie. Hiszpańskie powietrze jest straszne. Staram się do niego przyzwyczaić więc codziennie biegam. Ale dzisiaj coś jest nie tak.
Nie chciałam się usprawiedliwiać. Wiedziałam, że nie jestem w odpowiednio wysokiej kondycji fizycznej, żeby biegać za piłką przez 90 minut bez wyraźnych oznak zmęczenia. Ale przy takim powietrzu nie dawałam rady biegać nawet przez godzinę. Od tego dnia postanowiłam jeszcze bardziej wziąć się za poranne bieganie.
- Nie martw się. Przy takiej pogodzie nawet oni wymiękają.  - wskazał głową na boisko, na którym grali panowie. - Szczerze mówiąc myślałem, że będzie z tobą o wiele gorzej w kwestii wytrzymałości i kondycji,  więc jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Oczywiście na stadionie dochodzi ogromna adrenalina, stres i wiele innych emocji, które nie zawsze korzystnie wpływają na wytrzymałość.
- Mam nadzieję, że spadnie deszcz. - powiedziałam, spoglądając na niebo.
- Ja się tym nie przejmuję. Nie gramy w Madrycie tylko w A Coruñi, więc będzie lepiej. - widząc, ze nie wiem o co mu chodzi dodał: - A Coruña leży nad wodą. Konkretnie nad Oceanem Atlantyckim, więc powietrze będzie o wiele lepsze niż tutaj.
Uśmiechnął się do mnie, więc odwzajemniłam jego uśmiech. Czas postudiować geografie Hiszpanii. Jose krzyknął do Sandry, która była sędzią w naszym meczu, żeby kończyła spotkanie. Zeszliśmy więc do szatni, gdzie trener miał objaśniać nam taktykę na nadchodzący mecz. Nie pojawił się jednak Jose, lecz właśnie Sandra. Moje zdziwienie z powodu tej zmiany zauważyła Akile.
- Przed meczem zawsze Sandra nam wszystko wyjaśnia. Mou jest na konferencji. - wyjaśniła mi cicho.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Sandra zaczęła odprawę. Mówiła ogólnikami. Nie podawała żadnych nazwisk, kto będzie w kadrze, poza tymi pewnymi, jak na przykład Alice Hernandez - naszej bramkarki, czy też Lee i Akile, które były najlepsze i niezastąpione. Mówiła jak ma się ustawić pomocnik gdy środkowy dostanie czerwoną kartkę, co ma zrobić lewy obrońca, gdy prawy nie będzie w stanie sobie porodzić itd. Po około półgodzinie pojawił się Julio, jeden z naszych trenerów, z listą powołanych.
- Jedną wywieszam na korytarzu, druga dla was. Lee, Jose chce mieć ja na biurku ze wszystkimi podpisami dzisiaj. - zwrócił się do Lee, która jak mi szepnęła do ucha Akile, pełniła tymczasową rolę kapitana.
- Dlaczego tymczasową? - zapytałam cicho, widząc Lee, która spojrzała na listę i uśmiechając się podpisała się na kartce.
- Do tej pory naszym kapitanem była Mercedes, ale dwa tygodnie temu skończył jej się wstępny kontrakt i klub nie chciał go już przedłużyć. Podobno to Mou ją wywalił. Znaczy przekonał Pereza, że ani się ona nie nadaje ani nie jest potrzebna. - tłumaczyła mi szeptem, w którym jej hiszpański był ledwie zrozumiały. - Zresztą nie ma za kim płakać. Osobiście jej nie lubiłam. Robiła z siebie niewiadomo jaką gwiazdę. Była strasznie nadęta. Mało robiła, dużo gadała. Jose tego nie lubi. Jeszcze wtedy nie mieliśmy z nim treningów, tak jak teraz. Tłumaczył nam tylko wszystko w szatni. Sucha teoria. Nic poza tym.
Siedziałyśmy na samym końcu kolejki, wzdłuż której szła lista. Byłam pewna, że Jose mnie nie weźmie. Byłam świeża, nie ograna z drużyną, na stadionach, w wielkim klubie. Ponadto, jak się dzisiaj okazało, moja kondycja była dość mizerna. Jednak gdy patrzyłam na białą kartkę, która powoli i nieubłagalnie zbliżała się w moim kierunku narastało we mnie dziwne uczucie. Coś pomiędzy zdenerwowaniem, ekscytacją i zniecierpliwieniem. Obserwowałam reakcję dziewczyn, gdy wertowały listę w poszukiwaniu swojego nazwiska. Te, które je znalazły, brały długopis i z ogromnym uśmiechem i ulgą na twarzy podpisywały się na liście. Te,  którego nie znalazły oddawały kartkę następnej koleżance z wyrazem zawodu i zniechęcenia na twarzy. W końcu lista weszła w posiadanie Akile, która była przedostatnia, tuż przede mną.
- Jupi! - wydała z siebie radosny okrzyk, po czym wzięła długopis i podpisała się obok swojego nazwiska.
Z wielkim uśmiechem podała mi kartkę. Moje ręce mimowolnie drgały, gdy prostowałam papier. Zobaczyłam na nim długą listę imion i nazwisk. Zaczęłam czytać od góry.
Bramkarze:
Alice Hernandéz, Nicola Ivić,
Obrońcy:
Lee Dias, Vailla Sanz, Verna Dubois , Amelia Ortiz, Francisca Castro, Ofelia Eça
Pomocnicy:
Akile Itō, Monic Roux, Rika Lindberg, Milagros Rubio, Esmeralda Blanco, Inez Möss, Anastazja Navaras, Miguela Torres
Napastnicy:
Rose White, Caro López , Sara Astro, Aleksandra Boruc
Ostatnie dwa słowa na liście musiałam przeczytać trzy razy. Aleksandra Boruc. Zatkało mnie. Byłam pewna na 120% że Jose mnie nie weźmie. A jednak.
- Alex!? Jesteś! Jesteś? Jesteś prawda? - W Akile coś wstąpiło. Rozpierała ją energia i entuzjazm.
- No, jestem. Wow. - nie byłam w stanie powiedzieć nic mądrzejszego, byłam zbyt zaszokowana.
- ŁiiiI! - Akile rzuciła mi się na szyję. Podeszły do nas Rose i Lee.
- No to nasz Kurczaczek made In Poland będzie miał chrzest bojowy. - powiedziała Lee szczerząc zęby.
- Czemu kurczaczek? - zapytała zdziwiona Akile.
- A nie wiem. - Lee wzruszyła ramionami. - Bo tak.
- Zestresowana? - zapytała wesoło Rose.
- Zaszokowana. Stres przyjdzie później. - wciąż wgapiałam się w listę.
Drzwi do szatni się otworzyły i wszedł Jose. Na początku nikt go nie zauważył, bo panował ogólny gwar wesołych rozmów i śmiechów. Ale po chwili wszyscy siedzieli już cicho patrząc na trenera, który włączał tablicę taktyczną. Słychać było jedynie szepty pojedynczych osób.
- Po konferencji na początku będzie trochę wkurzony. Ale zaraz mu przejdzie. - szepnęła mi do ucha Akile.
- Dobra miłe panie. To nie jest wasz pierwszy mecz w tym sezonie, chociaż wciąż jesteście świeżą drużyną, która dopiero się poznaje. Właściwie to jak na razie raczkujecie i póki co nie ma co mówić o pełnym sprincie. Ale nawet w tym waszym raczkowaniu chce zobaczyć to, co powinno łączyć drużynę tego kalibru. Chcę zobaczyć, że potraficie grać ze sobą, że potraficie opierać się presji, że potraficie się zjednoczyć. Sezon się dopiero zaczyna, ale to nie znaczy, że możemy sobie darować początek. Musimy się wziąć ostro do pracy. Uprzedzam, że przez najbliższe 10 miesięcy żadna z was nie będzie miała ani chwili odpoczynku. Nie będzie czasu na marudzenie, strzelanie fochów i robienie obrażonych min. Jesteście tu po to, żeby grać ze sobą, cieszyć się tą grą i dążyć do doskonałości i zwycięstw. Jeżeli komuś nie podobają się te zasady, zasady podporządkowania się pod moje komendy, niech dzisiaj da sobie z tym spokój. Droga wolna, drzwi otwarte. W tej szatni nie ma miejsca na gwiazdy i gwiazdeczki. Tu wszyscy będą sobie równi, bez względu na to kto ile ma doświadczenia, pieniędzy, tytułów, ile talentu bądź ile szczęścia. Ten kto będzie pracował, będzie miał prawo do gry. Nie ważne, czy strzelisz 6 goli w meczu. Jeżeli będziesz się obijać na treningach przed następnym meczem to po prostu na niego nie pojedziesz. Skończyliśmy zabawę w robienie drużyny. Drużyna powstała, urodziła się. Teraz trzeba ją wychować, nauczyć chodzić, mówić, liczyć i czytać. Jestem tu od prawie 5 miesięcy. Może wam się wydawać, że się nie znamy. Ale prawda jest taka, że poznałem was na tyle dobrze, żeby wiedzieć komu mogę zaufać. Kto na boisku mnie nie zawiedzie. Kto jest pracowity a kto tylko udaje. Komu zależy na tym co robi, kto kocha piłkę nożną, a kto robi to z przyzwyczajenia czy przymusu. Nie wiem o was wszystkiego, ale postaram się nadrobić te braki. Muszę znać was jak ojciec swoje dzieci. Muszę wiedzieć na co jesteście gotowe nie tylko fizycznie, ale i mentalnie, psychicznie. Nie chce was wystraszyć. Nie będę was szpiegować, śledzić po nocach czy zakładać podsłuchów. Chcę, żebyście wy same mówiły mi kiedy coś jest nie tak, a kiedy jest najlepiej. Chcę, żebyście nie bały się powiedzieć, że według was to czy tamto jest nie tak, albo to powinno być zrobione w inny sposób. Chcę mieć do was zaufanie i chcę zyskać WASZE zaufanie. Przede wszystkim chce, żebyście były wobec mnie szczere. Moją przywarą jest to, że jestem szczery ZAWSZE i wobec każdego. Oczekuje tego samego od was.
Przerwał na chwilę patrząc uważnie na każdą z nas. Gdy mówił gestykulował w charakterystyczny sposób. Jego głos był magnetyczny, rzeczowy i niecierpiący sprzeciwu. Każda z nas siedziała skupiona na tym co mówił. Patrzyłyśmy w niego jak w obrazek z ogromną uwagą i skupieniem. Jego głos nie był zimny czy groźny. Ale nie był to ten głos, który znałam - miękki, kojący, głęboki i spokojny. To pokazywało mi jak wielkim profesjonalistą jest. Jak potrafi odciąć tego prawdziwego siebie od pracy. Założyć maskę rzeczowego, trochę groźnego i władczego trenera. Bezwzględnego zwycięzcy. Po chwili ciszy nastąpiła jego przemiana. Gdy się odezwał, znów czułam spokój w jego głosie, jego wyraz twarzy stał się bardziej przyjazny.
- Teraz wracamy do dnia dzisiejszego i do jutrzejszego meczu. Chyba wszystkie widziałyście już listę. Lee?
Brazylijka wstała, podeszła do niego i dała mu papier uśmiechając się niepewnie.
- Dziękuje. - powiedział spoglądając przelotnie na dokument. - Jeżeli ktoś ma jakieś pytania związane z tym dlaczego został powołany bądź nie, zapraszam do mojego gabinetu za jakieś dwie godziny, gdy skończę omawiać taktykę z panami. Co do waszego ustawienia - sam  nie jestem jeszcze pewien kto zagra w wyjściowej jedenastce. Na pewno Alice. - uśmiechnął się przyjaźniej do panny Hernandéz, która była tym mile zaskoczona, jednak odwzajemniła uśmiech. - Resztę powiem wam jutro na zgromadzeniu przed meczem w A Coruñi. Co do taktyki, myślę że zaczniemy od trzech napastników, trzech środkowych i czterech obrońców. Z tym że, boczni pomocnicy są bardzo defensywni. Czyli mniej więcej to, co graliśmy dzisiaj. To wszystko jutro. Powołanych chce widzieć dzisiaj przy Bernabeu o 21.00. Dziewczęta z Valdebebas - tu spojrzał na mnie i Akile - zdaje się że będzie na was czekał samochód o 19.30 o ile dobrze pamiętam. Spóźnieni biegną za autobusem. - wyraźnie się uśmiechnął i wywołał nasze uśmiechy. Atmosfera się rozluźniła.
Pół godziny później opuścił nas i poszedł do szatni naszych panów. Zbierałam swoje rzeczy do plecaka w towarzystwie Akile i Lee pomiędzy którymi miałam szafki. Azjatka nadawała jak najęta. W ogóle nie przestawała. Zastanawiałam się, kiedy braknie jej powietrza. Wszystkie powołane były w wyśmienitych humorach. Panowała wesoła atmosfera. Wszyscy się śmiali i żartowali. Ten humor udzielił się nawet tym, które do A Coruñi nie jechały. Już miałam wychodzić z szatni, kiedy podeszła do mnie Alice.
- To twój? - spytała pokazując mi dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że dzwoniła Tami.
- Tak, dzięki.  Musiał mi wypaść. - wzięłam od niej telefon.
- Poczekaj chwile, bo tu i tak nic nie słychać. - powiedziałam do Tami, po czym zwróciłam się do Akile, Lee i Rose, które jeszcze się zbierały. - Zobaczymy się później.
- Dobra. Tylko się nie spóźnij. - pogroziła mi Lee.
Wyszłam z szatni do cichego korytarza. Podniosłam telefon do ucha.
- Już. Przepraszam, wiesz jak to w szatni.
- Nie ma problemu. Dzwonie, żeby cię zaprosić na obiad. Zabierz się z Jose. Zanim wyjdzie od facetów zdążysz się spakować.
- Ale Tami, nie trzeba.
- Nawet nie próbuj! Jak będziesz stawiać opór to sama się tam przejadę. Masz zaległości moja droga. Miałaś być w niedziele i co? Przespałaś cały dzień u sąsiada! - zażartowała.
- No dobrze. - zgodziłam się, bo wiedziałam, że nic nie wskóram.
- No! I to mi się podoba. - powiedziała uradowana. Drzwi do szatni otworzyły się i weszyły Lee, Rose i Akile.  - Jose do ciebie zadzwoni, gdy będzie wracał do domu.
- No dobra. No to do zobaczenia. - powiedziałam.
- Pa. - rozłączyła się.
- Zmiana planów. - powiedziałam do trójki dziewczyn, które szły roześmiane w moim kierunku. - Jednak idę z wami do Casa. Tylko musicie pomóc mi się ekspresowo spakować.
- Ekspresowo? A czemu? Do wieczora jeszcze dużo czasu. - zdziwiła się Lee.
- Tak, ale muszę nadrobić zaległości. - uśmiechnęłam się używając słów Tami. Nie chciałam im mówić z kim spędzę to po południe i jakie mam stosunki z Jose i jego rodziną. - Coś komuś obiecałam, a później… jakoś tak wyszło. I teraz muszę spełnić obietnicę.
- Jaka tajemnicza… - powiedziała Rose przeciągając ostatnią samogłoskę i patrząc na mnie z zadziornym uśmieszkiem.
Wyszczerzyłam się do niej. Ruszyłyśmy korytarzem. Gdy znalazłyśmy się w białej sali akurat Ozil, Cris, Iker, Marcelo, Pepe i Sergio Ramos wracali z obiadu, który mieli przed swoją odprawą.
- Hej, hej! Patrzcie kto idzie! - krzyknął Marcelo gdy tylko nas zobaczył.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Słyszeliśmy, że jedziesz z nami. - powiedział wesoło Iker.
- No, podobno.
- Serio?! - krzyknął uradowany Marcelo. - Ale fajnie!
Zza drzwi prowadzących do ich szatni wyszedł Karanka.
- Panowie, zapraszamy.
- Już? - zapytał zdziwiony Ozil patrząc na zegarek. - O scheiβe! Faktycznie! Mamy 5 minut spóźnienia.
- Do zobaczenia wieczorem, Alex. - powiedział Pepe.
- Albo wcześniej. - dodał Cris z tajemniczym uśmiechem.
- No pa. - powiedziałam krótko i ruszyłam do drzwi. Dziewczyny podążyły za mną.
Musiałam jak najszybciej uciąć tą rozmowę. Byłam bowiem pewna, że nie odczytają moich niewerbalnych znaków mówiących „Zamknijcie dzioby!”. Na szczęście dziewczyny nie wychwyciły żadnej aluzji z tej krótkiej wymiany zdań między mną a piłkarzami. Poszłyśmy prosto do mojego pokoju i po wielu kłótniach, przekomarzaniach i salwach śmiechu udało nam się spakować moją małą walizkę podróżną najpotrzebniejszymi ciuchami. Do plecaka wrzuciłam iPoda, telefon, dokumenty, portfel i kosmetyczkę. Zajęło nam to prawie godzinę, a Jose wciąż nie dzwonił. Pomyślałam, że nie będę czekać na niego i pójdę prosto do jego biura.
- No. To dzięki. - powiedziałam całując moje dziewczyny w policzki. - I do wieczora.
- Nie spóźnij się! - przypomniała Lee.
- To na którą mam być? - zapytałam.
- Przed Mou. - powiedziała Akile.
- Aha. No dobra. Nie przyjadę później niż on. Przynajmniej się postaram. Pa. - nie mogłam się powstrzymać przed wyszczerzeniem się w szerokim uśmiechu.


To takie smutne! Sezon się skończył, Dudek odszedł...
Ale przynajmniej Cris pobił rekord. No i zaczął się Roland Garros. Ah...
"I to dziwne uczucie, gdy czytasz, że sezon dopiero się zaczyna, chociaż wczoraj był akurat ostatni mecz." Taa... Dziwne uczucie. No cóż. Co do kolejnych rozdziałów, to nie wiem jak to będzie, bo ten tydzień mam zawalony, podobnie jak wszystkie weekendy do końca czerwca...Zobaczymy.
Komentujcie.
Dzięki. 

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie:)
    Z tej strony Glenna z Katalogu Opowiadań. Chciałam poinformować, że od dnia pierwszego lipca bieżącego roku rusza konkurs na najlepsze blogi w danych kategoriach. W związku z tym, iż Twój blog widnieje w naszym spisie także bierze udział w głosowaniu. W jutrzejszym Tygodniku (nr 20) pojawi się więcej informacji, więc zapraszam serdecznie:)
    Na Katalogu powstała także nowa zakładka Nowości, gdzie możesz zostawić informację o nowym rozdziale na Twoim blogu, a informacja ta pojawi się na oficjalnym Twitterze Katalogu.
    Zapraszam!
    Glenna

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz dalej ... ;) czeeekam ;*

    OdpowiedzUsuń